Przymknąłem oczy, aby chociaż część
z łez nie ujrzała światła dziennego
-Justin- poczułem ciepłą dłoń na
ramieniu.- Czemu nie możesz się z tym pogodzić? Ona już nie wróci- obok mnie usiadła mama. Spojrzałem się na nią i wtuliłem
mocno. Zacisnąłem pięści na jej bluzce.- Justin. Ja nie wiem jak Ci pomóc- w
jej głosie było słychać gorycz. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze z
ust. Po kilku minutach złapała mnie za ramiona i nakierowała tak, że mogła mi
spojrzeć w oczy.- Świat się nie skończył. Ona chciałaby tego żebyś był
szczęśliwy. Żebyś mógł usiąść na schodach i powiedzieć z czystym sumieniem:
„Tak jestem szczęśliwy”. Głowa do góry i rozejrzyj się. Wiesz ile osób ranisz.
Mnie, ojca, Chrisa- no tak tylko ich miałem. Kiedy Viktoria była tu mieliśmy
dużo znajomych. Zawsze było z kim iść na pizzę, albo do kina. A kiedy jej
zabrakło straciłem z nimi kontakt. Ani ja, ani oni nie staraliśmy się za bardzo
o jakiekolwiek spotkanie.
Otarłem dłońmi wilgotne policzki.
Mama uśmiechnęła się delikatnie.
-No, a teraz chodź bo zaraz
Whitowie przyjdą na kolację- spojrzałem się na mamę zaskoczony. To znaczy że ta
dziewczyna przyjdzie do mnie do domu i będzie się panoszyć, a zaraz potem nade mną rozczulać. To ja grzecznie
podziękuję.
-Muszę na niej być?
-Tak. Przyjdzie ich córka. Jest w
twoim wieku. Zapoznałeś się już z nią- w jej głosie słychać było nadzieję.
Nadzieję na to że może dzięki tej dziewczynie zacznę żyć od nowa.
Wstaliśmy z miejsca i ruszyliśmy do
domu. Z tego, czego dowiedziałem się po drodze ma to być bardzo uroczysta
kolacja. Nie wiem czemu uroczysta. Spotkanie po latach? Bardzo uroczysta
okazja…
Wchodząc do mojego pokoju rzuciłem
wzrokiem na gitarę stojąca w kącie. Stanąłem na przeciwko niej i bałem się
ruszyć z miejsca. Kucnąłem przed nią. Wytarłem dłonią kurz który osiadł na
niej. Chwyciłem ją niepewnie i szarpnąłem struny. Jej nieczysty dźwięk
przyprawił mnie o uśmiech na twarzy. Spojrzałem na zegarek.
„Będą tu za godzinę”- pomyślałem.-
„Zdążę ją dostroić”- zacząłem kręcić śrubami, aż struny nie wydały z siebie
czystego dźwięku.
-Gotowe- powiedziałem pod nosem i
ruszyłem pod prysznic.
Vanessa
-Nie ruszaj się. To nie boli…-
Nicole próbowała użyć na mnie zalotki, a ja nigdy jej na sobie nie wypróbowałam
i nie mam najmniejszego zamiaru to zrobić… Po co ja im powiedziałam o tej
kolacji. Myślą o niej już od czterech dni.
-Ale ja nie chce!- rzucałam się jak
tylko mogłam. Alex próbowała mnie przytrzymać.- Nie!
-Proszę Cię. Będziesz wyglądać olśniewająco-
oby dwie poruszały zabawnie brwiami. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
-Ale tylko to i dacie mi dodać coś
od siebie- na ich twarzach pojawił się uśmiech, a głowy zgodnie pokiwały na
tak.
Po wszystkich zabiegach została nam
tylko sukienka i reszta stroju.
-Ja nie wiem. Po co ja tam w ogóle
idę i po co wy mnie tak odstroiłyście- gadałam do nich jak do ściany. Oby dwie
zawzięcie buszowały w mojej garderobie szukając jakiejś sensownej sukienki. Co
jakiś czas wymieniały się spojrzeniami i kręciły głowami.- Powtarzam. PO CO WY
MNIE TAK STROICIE?!- odwróciły się do mnie i wepchnęły czarną sukienkę.
-Ty swojej mamy nie widziałaś-
rzuciła Alex i wepchnęły mnie do łazienki.
Ubrałam czarną sukienkę, która
sięgała i przed kolana. Jej dół wykonany był z czarno-szarych falbanek. Góra
była bez ramiączek.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam do garderoby.
Chwyciłam szary top, czarne rajtuzy, oraz szare trampki. Obie dopadły mnie
przed łazienką. Ja spojrzałam się na nie i uśmiechnęłam.
-Pozwoliłyście mi coś dodać od
siebie- ominęłam je i poszłam założyć resztę stroju. Gdy wyszłam obejrzały
mnie.
-Lepiej by Ci było w szpilkach,
albo chociaż w balerinach- oznajmiła mi Alex. Ja zaśmiałam się i rzuciłam
krótkie „Nie”.
Posadziły mnie na krzesełku i
spięły moje włosy niedbale do góry ładując przy tym tyle lakieru, że chyba
powiększyły dwukrotnie dziurę ozonową. Potem założyły na szyję długi łańcuszek
i w uszy wkrętki. Przy wyjściu założyłam na nos moje okulary.
-Ściągaj mi je!- rozkazała Nicole.
Ja uciekłam jak najszybciej mogłam. Moi rodzice czekali na mnie w aucie.
Wsiadłam szybko i ruszyliśmy w drogę.
-Dom!- krzyknęłam w połowie drogi.
Z resztą mogliśmy iść na piechotę, ale może lepiej że nie paradowaliśmy w tych
strojach po miasteczku.- Tato wysadź mnie tu, pójdę zamknę dom i przyjdę.
-Na pewno przyjdziesz?
-Tak.- zatrzymali się, a ja biegiem
ruszyłam do domu.
Justin
Wysuszyłem włosy i poszedłem się
ubrać. Założyłem szare spodnie, piały podkoszulek i czarne trampki. Na dole
rozległ się dźwięk dzwonka. Czekałem jak mama mnie wezwie.
-Justin!- usłyszałem z dołu.
Zszedłem posłusznie na parter i przywitałem się z gośćmi. Nigdzie nie było tej
dziewczyny. Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Mama podała swoje słynne spaghetti.
Potem zaczęła się rozmowa. Ja siedziałem i bezużytecznie wpatrywałem się w
latającą muchę.
Gdy mucha usiadła na skórzanej
kanapie do drzwi zadzwonił dzwonek.
-Justin otwórz- wstałem posłusznie
od stołu i wykonałem rozkaz mamy. Wyjrzałem przez szybę. To była ta dziewczyna.
Otworzyłem drzwi. Jej policzki oblał rumieniec, a ręce zaczęły trząść.
-Wejdź- nie chciałem jej już
zmuszać do jakiejkolwiek odpowiedzi.
Weszła posłusznie do środka.
Dopiero teraz zorientowałem się że jest ładna i bardzo podobna do Victorii. Jej
kasztanowe włosy opadały rozwiane na ramiona które pokrywał szary top. Jej
czarna sukienka idealnie pasowała do figury, a trampki nadawały całemu stroju
charakter. Ruszyła do jadalni, a ja za nią. Tam przywitano ją i przedstawiono.
Z tego co wynikało ma na imię Vanessa. Pierwszy raz spotykam dziewczynę o tym
imieniu.
-A ty Justin czym się zajmujesz?- w
najmniej spodziewanym momencie zadano mi pytanie.
-Ja?- uśmiechnąłem się nerwowo.-
Wszystkim i niczym- na twarzach rodziców i gości pojawiły się uśmiechy. Ta
dziewczyna, Vanessa w pewnym momencie wstała, powiedziała coś swojej mamie na
ucho i wyszła do ogrodu.
-Justin idź do niej i pokaż jej
ogród- wstałem od stołu i ruszyłem w stronę tarasu. Wyszedłem przez kuchnię.
Dziewczyna siedziała na huśtawce i bujała się delikatnie.
Usiadłem na drugim końcu huśtawki. Brunetka
wyraźnie zmieszała się, podkuliła nogi pod siebie i wzrok zwróciła w przeciwną
stronę. Siedzieliśmy tak bujając się w ta i z powrotem. Żadne z nas nie miało
odwagi zagadać. Ona ze swojej nieśmiałości, a ja przed obawą że to kolejna
osoba która będzie litować się nade mną.
Smycz! Ja jej jeszcze jej nie
oddałem. Wstałem z huśtawki i szybkim krokiem ruszyłem do pokoju. Z kieszeni
wygrzebałem smycz i wróciłem do dziewczyny.
-Proszę- podałem jej smycz. Ta
uśmiechnęła się niepewnie i schowała ją do torebki.
-Dzięki- odezwała się po pewnym
czasie mając odwróconą głowę w stronę ulicy. Wpatrywała się w nią tak
uporczywie jak gdyby na kogoś czekała.
-Czekasz na kogoś?- spojrzała się
na mnie ukradkiem.
-Nie- odpowiedziała potrząsając
głową.
-To czemu tak się wpatrujesz w tą
ulicę?- chciałem rozkręcić jakoś tą rozmowę, ale jej rodzice mi w tym
przeszkodzili.
-Vanessa! Jedziemy!- ta pośpiesznie
wstała i ruszyła do auta.
-Do zobaczenia- rzuciłem pod nosem,
gdy ta już odjeżdżała.
Fajnie zapowiada się ich znajomość^^
OdpowiedzUsuń