piątek, 19 października 2012

Drugi


Trzymając w ręku smycz szedłem powolnym krokiem pod wygrawerowany na przywieszce napis. Nie wiedziałem czy dobrze robię jednak coś mnie pchało do przodu. Do tego domu. Nie wiem co to było. Może Victoria?
Postanowiłem zaufać przeznaczeniu. Po drodze wpadłem na słup. No tak. Moje przemyślenia. Gdy myślę odłączam się od świata. Tak już mam. Trudno.
Ujrzałem po prawej stronie duży dom. Numery i ulica się zgadzały. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Nikt się nie odezwał. Stałem tak i tupałem niecierpliwie nogą. Zadzwoniłem jeszcze raz. Nic. Do trzech razy sztuka. Ostatni raz wcisnąłem guzik. Drzwi się otworzyły.

Vanessa

Nie, nie, nie. Czy już nawet internet schodzi na psy? Żeby nic ciekawego w nim nie było? No trzymajcie mnie. Drrr… W moich uszach zaszumiał dzwonek do drzwi.
-Mamo otwórz!- krzyknęłam, mając nadzieję że moja rodzicielka pofatyguje się i otworzy.
-Proszę Cię otwórz. Pracuję.- zeszłam leniwie po schodach. Wyjrzałam przez szybę. Za nią stał chłopak. Boże chłopak! I co ja zrobię? Mamy nie zawołam bo usłyszy. Drrrr… Chyba się niecierpliwi. Ja nie otworzę! Cholera! Drrrr… No dobra. W najgorszym wypadku padnę na zawał. Trudno.
-Yyy… To obroża twojego psa?- Chłopak wskazał na przedmiot który trzymał w ręce. No to była ona, tylko ja nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Yyy… T…t…ak. Chy…chyba- czułam jak moje policzki oblewa rumieniec. Mamo proszę.
-To tak czy nie?- chłopak wyraźnie się niecierpliwił. Ja patrzyłam się na niego jak na idiotę. Mamo!
-Vanessa co trzymasz tak gościa w progu. Proszę Cię wejdź.- zaprosiła chłopaka gestem ręki. Ja odetchnęłam z ulgą.
-Ale nie będę robił kłopotu. Ja tylko przyniosłem smycz.- chłopak wyraźnie się niecierpliwił, albo chciał uciec.
-Chodź i nie marudź. Podziękuję Ci za fatygę.- niechętnie wszedł do środka. Ja podążałam za mamą, która szła za nieznajomym.- A więc jak masz na imię?- usłyszałam pytanie mamy z kuchni.
-Justin.- chłopak odpowiedział na pytanie, a po chwili dodał.- Bieber.
-Poczekaj chwilę.- moja mama zwróciła się do chłopaka. Ja weszłam do pokoju z herbatą. Postawiłam ją przed chłopakiem i mamą, a sama usiadłam z tyłu.- Czy to nie twój ojciec?- przyniosła po chwili jakąś książkę, a chłopak pokiwał głową na tak.- Oh to świetnie! A wy tutaj mieszkacie na stałe czy tylko przejściowo?- miałam złe przeczucia. I to bardzo złe przeczucia.
-Na stałe.- odpowiedział chłopak, a mi po plecach przeszły nieprzyjemne ciarki. Wiedziałam czym to się skończy.
-Masz tutaj mój numer. Zapytaj się czy nie wpadlibyście dzisiaj do nas na obiad. Niech do mnie zadzwonią.- podała mu karteczkę z numerem. Chłopak wstał.
-Na mnie już pora, a zapytam się na pewno.- na jego twarzy pojawił się uśmiech. Mama odprowadziła go do drzwi. Poczekałam kilka sekund i ruszyłam biegiem do Nicole.
-Gdzie tak się śpieszysz?- minęłam się z mamą w furtce. Nie zdążyłam odpowiedzieć bo już byłam przy furtce Nicole. Zadzwoniłam kila razy, zanim ktoś otworzył mi drzwi.
-Dzień dobry jest Nicole?- zapytałam się jej mamy stojącej w progu. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Nie. Przed chwila poszły do wesołego miasteczka.- walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
-No tak. Przepraszam. Do widzenia!- nie usłyszałam odpowiedzi. Pognałam z powrotem do domu. Biegiem wskoczyłam na górę i napisałam oby dwóm wiadomość czy nie mogły by się na chwilę urwać na plażę. One po chwili odpisały mi że dopiero za godzinkę. Miałam jeszcze sporo czasu. Wyszłam na taras i zamknęłam oczy. Chyba usnęłam bo obudził mnie jakiś dzwonek.
-Gdzie jesteś?- usłyszałam głos przyjaciółek.
-Przepraszam, zasnęłam. Już lecę. Pa.- rozłączyłam się i wybiegając na chodnik grzebałam w torebce, którą wzięłam po drodze z pokoju. Nie mogłam znaleźć komórki.
W pewnym momencie odbiłam się od czegoś, albo od kogoś. Upadłam na ziemię. Spojrzałam się zza grzywki na kogo lub na co wpadłam. Okazał się to ten chłopak ze smyczą. Machał mi ręką przed oczami. Poczułam jak moje policzki znowu oblewają rumieńce, a ręce pocą.
-Nic Ci nie jest?- dopiero teraz dotarło do mnie co ten chłopak mówił. Pomógł mi wstać. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie. Chłopak na wszelki wypadek przytrzymał mnie i pomógł usiąść.- Wszystko dobrze?- ponownie zadał pytanie, a ja zaczęłam się jąkać.
-T…tak, n…nie, nie…nie wiem.-pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem. Wzięłam głęboki oddech i wielkim trudem powiedziałam całe zdanie.- Tak, dobrze.- zdanie pojedyncze, jeżeli takim go można nazwać.
Wstałam z ławki, a świat znowu zaczął wirować mi przed oczami. Ten ktoś szybko złapał mnie za rękę.
-Właśnie widzę. Chodź odprowadzę Cię do domu.- zaczął delikatnie kierować mnie w stronę domu. Ja ruszyłam za nim. Moja nieśmiałość dała za wygraną. Nie mogłam mu się sprzeciwić, prędzej spłonęłabym ze wstydu.
Przez całą drogę moją twarz oblewały rumieńce, żołądek zawiązał na supełek, a serce podchodziło do gardła.
-Hej, gdzie ty chcesz iść?!- usłyszałam za sobą głos chłopaka. Dopiero teraz zorientowałam się że mój dom ominęłam jakieś trzy, cztery domy.
Odwróciłam się na pięcie. Jakoś ominęłam chłopaka, który szedł za mną. Czułam jak asekuruje mnie gdy wchodzę po schodach. Przed drzwiami wyprzedził mnie, a potem je otworzył. Czułam że moja twarz jest bardziej czerwona od buraków. Mama na nasz widok uśmiechnęła się od ucha do ucha, ale widząc moją minę uśmiech spadł jej z twarzy.
-Co się stało?- podeszłam do kanapy i położyłam się na niej.
-Wpadła na mnie i mocno uderzyła głową o chodnik.- mama od razu zaczęła oglądać moje oczy.
-Mamo nie ruszaj mi tak głową bo mnie boli.- wyjęczałam, a mama kiwnęła porozumiewawczo.
-Moja droga masz lekkie wstrząśnienie mózgu. Ile razy ja mam Ci mówić że gdy biegniesz patrzyła przed siebie, a nie szukała czegoś w torebce? Może mi powiesz które to wstrząśnienie mózgu?!- wzruszyłam ramionami i odwróciłam się tyłem.
-Tata powiedział że nie w tym tygodniu. Że gdyby można było zrobić tą kolację w przyszłym tygodniu. I mama zaprasza Was do nas.- chłopak mówił znużony.
-To świetnie, a czemu nie zadzwonili?- jak zawsze mama odpowiedziała tak entuzjastycznie, że w moich uszach zaczęło dzwonić.
-Miałem po drodze i kazali mi przekazać. Do wiedzenia.- jego kroki się oddalały. Był już chyba przy drzwiach.
-Powiedz rodzicom że przyjdziemy w środę.- usłyszałam, a potem moje powieki znużył sen.

Justin

W co ty się chłopie pakujesz? W jakieś rodzinne obiadki. I po co ja się na nie zgodziłem? Chyba żeby to słuchać jaki ja jestem biedny, albo coś innego. Mama znowu zacznie opowiadać historię jak to poznaliśmy się z Victorią i jak ona umarła. Znając ją to i tak przekręci połowę faktów.
-Justin!- usłyszałem za plecami głos Christiana. Odwróciłem się, próbując jakoś sensownie się uśmiechnąć. Podbiegł do mnie, witając się.
-A ty nie na otwarciu wesołego miasteczka?- byłem tym zdziwiony. On nie była na otwarciu wesołego miasteczka.
-Byłem, ale ludzi od cholery. Ej słuchaj idziemy pograć w kosza?- byłem nie pewny co do tego pomysłu.
-A nie będzie tam którejś z dziewczyn?
-Nie.
-Na pewno?
-Tak.- ruszyliśmy do mnie do domu po piłkę. Powiedziałem rodzicom o kolacji i ruszyliśmy do Christiana. Czy nie wydaje się wam dziwne mieć kosz, a nie mieć piłki do kosza? Mnie przynajmniej tak.

-Justin dawaj tą piłkę!- brunetka biegała za mną, a ja jak dziecko miałem z tego frajdę.
-Dziesięć do zera!- krzyknąłem po piątym trafieniu do kosza. Dziewczyna próbowała jakoś mnie wyminąć. Jej ruchy przyprawiały mnie o uśmiech, a miny śmiech.
-Dobra gramy na karne.- dałem dziewczynie piłkę i ustawiłem na linii. Ta dała krok do przodu. Uśmiechnęła się do mnie słodko.
-Jestem dziewczyną- i rzuciła piłką za trzy punkty.- Ha! I kto tu jest mistrzem?- podeszła do mnie i machała mi zabawnie palcem przed nosem.
-Zobaczymy- podszedłem do piłki. Stanąłem na dalszej linii. Rzuciłem. Jak na złość piłka odbiła się od kosza i dostając się w krzaki.
-Widzę- dziewczyna powiedział spokojnie i stanęła obok mnie.- Że jestem mistrzem!- krzyknęła. Ja ruszyłem w stronę krzaków. Wdarłem się w nie.
-Ała.- co chwilę z moich ust wydobywało się jęknięcie.
-I trzeba było stanąć bliżej, a nie teraz się włóczyć po ciernistych krzakach.- powiedziała spokojnie, a ja zaraz wyprostowałem się z piłką w dłoniach.
-Mam- pokazałem jej język. Podszedłem do niej i dałem całusa.- Wygrałaś.- dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.

-Rzucasz to czy nie?- Christian machał mi ręką przed oczami. Ocknąłem się. Rzuciłem gdzieś piłkę i ruszyłem na plażę.

2 komentarze:

  1. Vanessa słodko się zachowuje w momentach spotkania Justina :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, jakie to słodkie ^^ Jak się już poznają i będe ze sobą, mogło by być trochę dramatu xD

    OdpowiedzUsuń