Trzymając w ręku smycz szedłem
powolnym krokiem pod wygrawerowany na przywieszce napis. Nie wiedziałem czy
dobrze robię jednak coś mnie pchało do przodu. Do tego domu. Nie wiem co to
było. Może Victoria?
Postanowiłem zaufać przeznaczeniu.
Po drodze wpadłem na słup. No tak. Moje przemyślenia. Gdy myślę odłączam się od
świata. Tak już mam. Trudno.
Ujrzałem po prawej stronie duży
dom. Numery i ulica się zgadzały. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem.
Nikt się nie odezwał. Stałem tak i tupałem niecierpliwie nogą. Zadzwoniłem
jeszcze raz. Nic. Do trzech razy sztuka. Ostatni raz wcisnąłem guzik. Drzwi się
otworzyły.
Vanessa
Nie, nie, nie. Czy już nawet
internet schodzi na psy? Żeby nic ciekawego w nim nie było? No trzymajcie mnie.
Drrr… W moich uszach zaszumiał dzwonek do drzwi.
-Mamo otwórz!- krzyknęłam, mając
nadzieję że moja rodzicielka pofatyguje się i otworzy.
-Proszę Cię otwórz. Pracuję.- zeszłam
leniwie po schodach. Wyjrzałam przez szybę. Za nią stał chłopak. Boże chłopak!
I co ja zrobię? Mamy nie zawołam bo usłyszy. Drrrr… Chyba się niecierpliwi. Ja
nie otworzę! Cholera! Drrrr… No dobra. W najgorszym wypadku padnę na zawał. Trudno.
-Yyy… To obroża twojego psa?-
Chłopak wskazał na przedmiot który trzymał w ręce. No to była ona, tylko ja nie
mogłam wydusić z siebie słowa.
-Yyy… T…t…ak. Chy…chyba- czułam jak
moje policzki oblewa rumieniec. Mamo proszę.
-To tak czy nie?- chłopak wyraźnie się
niecierpliwił. Ja patrzyłam się na niego jak na idiotę. Mamo!
-Vanessa co trzymasz tak gościa w
progu. Proszę Cię wejdź.- zaprosiła chłopaka gestem ręki. Ja odetchnęłam z
ulgą.
-Ale nie będę robił kłopotu. Ja
tylko przyniosłem smycz.- chłopak wyraźnie się niecierpliwił, albo chciał
uciec.
-Chodź i nie marudź. Podziękuję Ci
za fatygę.- niechętnie wszedł do środka. Ja podążałam za mamą, która szła za
nieznajomym.- A więc jak masz na imię?- usłyszałam pytanie mamy z kuchni.
-Justin.- chłopak odpowiedział na
pytanie, a po chwili dodał.- Bieber.
-Poczekaj chwilę.- moja mama
zwróciła się do chłopaka. Ja weszłam do pokoju z herbatą. Postawiłam ją przed
chłopakiem i mamą, a sama usiadłam z tyłu.- Czy to nie twój ojciec?- przyniosła
po chwili jakąś książkę, a chłopak pokiwał głową na tak.- Oh to świetnie! A wy tutaj
mieszkacie na stałe czy tylko przejściowo?- miałam złe przeczucia. I to bardzo
złe przeczucia.
-Na stałe.- odpowiedział chłopak, a
mi po plecach przeszły nieprzyjemne ciarki. Wiedziałam czym to się skończy.
-Masz tutaj mój numer. Zapytaj się
czy nie wpadlibyście dzisiaj do nas na obiad. Niech do mnie zadzwonią.- podała
mu karteczkę z numerem. Chłopak wstał.
-Na mnie już pora, a zapytam się na
pewno.- na jego twarzy pojawił się uśmiech. Mama odprowadziła go do drzwi.
Poczekałam kilka sekund i ruszyłam biegiem do Nicole.
-Gdzie tak się śpieszysz?- minęłam
się z mamą w furtce. Nie zdążyłam odpowiedzieć bo już byłam przy furtce Nicole.
Zadzwoniłam kila razy, zanim ktoś otworzył mi drzwi.
-Dzień dobry jest Nicole?- zapytałam
się jej mamy stojącej w progu. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Nie. Przed chwila poszły do
wesołego miasteczka.- walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
-No tak. Przepraszam. Do widzenia!-
nie usłyszałam odpowiedzi. Pognałam z powrotem do domu. Biegiem wskoczyłam na
górę i napisałam oby dwóm wiadomość czy nie mogły by się na chwilę urwać na
plażę. One po chwili odpisały mi że dopiero za godzinkę. Miałam jeszcze sporo
czasu. Wyszłam na taras i zamknęłam oczy. Chyba usnęłam bo obudził mnie jakiś
dzwonek.
-Gdzie jesteś?- usłyszałam głos przyjaciółek.
-Przepraszam, zasnęłam. Już lecę.
Pa.- rozłączyłam się i wybiegając na chodnik grzebałam w torebce, którą wzięłam
po drodze z pokoju. Nie mogłam znaleźć komórki.
W pewnym momencie odbiłam się od
czegoś, albo od kogoś. Upadłam na ziemię. Spojrzałam się zza grzywki na kogo
lub na co wpadłam. Okazał się to ten chłopak ze smyczą. Machał mi ręką przed
oczami. Poczułam jak moje policzki znowu oblewają rumieńce, a ręce pocą.
-Nic Ci nie jest?- dopiero teraz
dotarło do mnie co ten chłopak mówił. Pomógł mi wstać. Przez chwilę zakręciło
mi się w głowie. Chłopak na wszelki wypadek przytrzymał mnie i pomógł usiąść.-
Wszystko dobrze?- ponownie zadał pytanie, a ja zaczęłam się jąkać.
-T…tak, n…nie, nie…nie wiem.-pokręcił
głową i uśmiechnął się pod nosem. Wzięłam głęboki oddech i wielkim trudem
powiedziałam całe zdanie.- Tak, dobrze.- zdanie pojedyncze, jeżeli takim go
można nazwać.
Wstałam z ławki, a świat znowu
zaczął wirować mi przed oczami. Ten ktoś szybko złapał mnie za rękę.
-Właśnie widzę. Chodź odprowadzę
Cię do domu.- zaczął delikatnie kierować mnie w stronę domu. Ja ruszyłam za
nim. Moja nieśmiałość dała za wygraną. Nie mogłam mu się sprzeciwić, prędzej
spłonęłabym ze wstydu.
Przez całą drogę moją twarz
oblewały rumieńce, żołądek zawiązał na supełek, a serce podchodziło do gardła.
-Hej, gdzie ty chcesz iść?!- usłyszałam
za sobą głos chłopaka. Dopiero teraz zorientowałam się że mój dom ominęłam
jakieś trzy, cztery domy.
Odwróciłam się na pięcie. Jakoś
ominęłam chłopaka, który szedł za mną. Czułam jak asekuruje mnie gdy wchodzę po
schodach. Przed drzwiami wyprzedził mnie, a potem je otworzył. Czułam że moja
twarz jest bardziej czerwona od buraków. Mama na nasz widok uśmiechnęła się od
ucha do ucha, ale widząc moją minę uśmiech spadł jej z twarzy.
-Co się stało?- podeszłam do kanapy
i położyłam się na niej.
-Wpadła na mnie i mocno uderzyła
głową o chodnik.- mama od razu zaczęła oglądać moje oczy.
-Mamo nie ruszaj mi tak głową bo
mnie boli.- wyjęczałam, a mama kiwnęła porozumiewawczo.
-Moja droga masz lekkie
wstrząśnienie mózgu. Ile razy ja mam Ci mówić że gdy biegniesz patrzyła przed
siebie, a nie szukała czegoś w torebce? Może mi powiesz które to wstrząśnienie
mózgu?!- wzruszyłam ramionami i odwróciłam się tyłem.
-Tata powiedział że nie w tym
tygodniu. Że gdyby można było zrobić tą kolację w przyszłym tygodniu. I mama
zaprasza Was do nas.- chłopak mówił znużony.
-To świetnie, a czemu nie
zadzwonili?- jak zawsze mama odpowiedziała tak entuzjastycznie, że w moich
uszach zaczęło dzwonić.
-Miałem po drodze i kazali mi
przekazać. Do wiedzenia.- jego kroki się oddalały. Był już chyba przy drzwiach.
-Powiedz rodzicom że przyjdziemy w
środę.- usłyszałam, a potem moje powieki znużył sen.
Justin
W co ty się chłopie pakujesz? W
jakieś rodzinne obiadki. I po co ja się na nie zgodziłem? Chyba żeby to słuchać
jaki ja jestem biedny, albo coś innego. Mama znowu zacznie opowiadać historię
jak to poznaliśmy się z Victorią i jak ona umarła. Znając ją to i tak przekręci
połowę faktów.
-Justin!- usłyszałem za plecami
głos Christiana. Odwróciłem się, próbując jakoś sensownie się uśmiechnąć.
Podbiegł do mnie, witając się.
-A ty nie na otwarciu wesołego
miasteczka?- byłem tym zdziwiony. On nie była na otwarciu wesołego miasteczka.
-Byłem, ale ludzi od cholery. Ej słuchaj
idziemy pograć w kosza?- byłem nie pewny co do tego pomysłu.
-A nie będzie tam którejś z
dziewczyn?
-Nie.
-Na pewno?
-Tak.- ruszyliśmy do mnie do domu
po piłkę. Powiedziałem rodzicom o kolacji i ruszyliśmy do Christiana. Czy nie
wydaje się wam dziwne mieć kosz, a nie mieć piłki do kosza? Mnie przynajmniej
tak.
-Justin dawaj tą
piłkę!- brunetka biegała za mną, a ja jak dziecko miałem z tego frajdę.
-Dziesięć do zera!- krzyknąłem
po piątym trafieniu do kosza. Dziewczyna próbowała jakoś mnie wyminąć. Jej
ruchy przyprawiały mnie o uśmiech, a miny śmiech.
-Dobra gramy na
karne.- dałem dziewczynie piłkę i ustawiłem na linii. Ta dała krok do przodu.
Uśmiechnęła się do mnie słodko.
-Jestem dziewczyną- i
rzuciła piłką za trzy punkty.- Ha! I kto tu jest mistrzem?- podeszła do mnie i
machała mi zabawnie palcem przed nosem.
-Zobaczymy-
podszedłem do piłki. Stanąłem na dalszej linii. Rzuciłem. Jak na złość piłka
odbiła się od kosza i dostając się w krzaki.
-Widzę- dziewczyna
powiedział spokojnie i stanęła obok mnie.- Że jestem mistrzem!- krzyknęła. Ja
ruszyłem w stronę krzaków. Wdarłem się w nie.
-Ała.- co chwilę z
moich ust wydobywało się jęknięcie.
-I trzeba było stanąć
bliżej, a nie teraz się włóczyć po ciernistych krzakach.- powiedziała
spokojnie, a ja zaraz wyprostowałem się z piłką w dłoniach.
-Mam- pokazałem jej
język. Podszedłem do niej i dałem całusa.- Wygrałaś.- dziewczyna uśmiechnęła
się triumfalnie.
-Rzucasz to czy nie?- Christian
machał mi ręką przed oczami. Ocknąłem się. Rzuciłem gdzieś piłkę i ruszyłem na
plażę.
Vanessa słodko się zachowuje w momentach spotkania Justina :)
OdpowiedzUsuńJej, jakie to słodkie ^^ Jak się już poznają i będe ze sobą, mogło by być trochę dramatu xD
OdpowiedzUsuń