piątek, 19 października 2012

Trzeci


Przymknąłem oczy, aby chociaż część z łez nie ujrzała światła dziennego
-Justin- poczułem ciepłą dłoń na ramieniu.- Czemu nie możesz się z tym pogodzić? Ona już nie wróci- obok mnie  usiadła mama. Spojrzałem się na nią i wtuliłem mocno. Zacisnąłem pięści na jej bluzce.- Justin. Ja nie wiem jak Ci pomóc- w jej głosie było słychać gorycz. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze z ust. Po kilku minutach złapała mnie za ramiona i nakierowała tak, że mogła mi spojrzeć w oczy.- Świat się nie skończył. Ona chciałaby tego żebyś był szczęśliwy. Żebyś mógł usiąść na schodach i powiedzieć z czystym sumieniem: „Tak jestem szczęśliwy”. Głowa do góry i rozejrzyj się. Wiesz ile osób ranisz. Mnie, ojca, Chrisa- no tak tylko ich miałem. Kiedy Viktoria była tu mieliśmy dużo znajomych. Zawsze było z kim iść na pizzę, albo do kina. A kiedy jej zabrakło straciłem z nimi kontakt. Ani ja, ani oni nie staraliśmy się za bardzo o jakiekolwiek spotkanie.
Otarłem dłońmi wilgotne policzki. Mama uśmiechnęła się delikatnie.
-No, a teraz chodź bo zaraz Whitowie przyjdą na kolację- spojrzałem się na mamę zaskoczony. To znaczy że ta dziewczyna przyjdzie do mnie do domu i będzie się panoszyć, a zaraz potem  nade mną rozczulać. To ja grzecznie podziękuję.
-Muszę na niej być?
-Tak. Przyjdzie ich córka. Jest w twoim wieku. Zapoznałeś się już z nią- w jej głosie słychać było nadzieję. Nadzieję na to że może dzięki tej dziewczynie zacznę żyć od nowa.
Wstaliśmy z miejsca i ruszyliśmy do domu. Z tego, czego dowiedziałem się po drodze ma to być bardzo uroczysta kolacja. Nie wiem czemu uroczysta. Spotkanie po latach? Bardzo uroczysta okazja…
Wchodząc do mojego pokoju rzuciłem wzrokiem na gitarę stojąca w kącie. Stanąłem na przeciwko niej i bałem się ruszyć z miejsca. Kucnąłem przed nią. Wytarłem dłonią kurz który osiadł na niej. Chwyciłem ją niepewnie i szarpnąłem struny. Jej nieczysty dźwięk przyprawił mnie o uśmiech na twarzy. Spojrzałem na zegarek.
„Będą tu za godzinę”- pomyślałem.- „Zdążę ją dostroić”- zacząłem kręcić śrubami, aż struny nie wydały z siebie czystego dźwięku.
-Gotowe- powiedziałem pod nosem i ruszyłem pod prysznic.

Vanessa

-Nie ruszaj się. To nie boli…- Nicole próbowała użyć na mnie zalotki, a ja nigdy jej na sobie nie wypróbowałam i nie mam najmniejszego zamiaru to zrobić… Po co ja im powiedziałam o tej kolacji. Myślą o niej już od czterech dni.
-Ale ja nie chce!- rzucałam się jak tylko mogłam. Alex próbowała mnie przytrzymać.- Nie!
-Proszę Cię. Będziesz wyglądać olśniewająco- oby dwie poruszały zabawnie brwiami. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
-Ale tylko to i dacie mi dodać coś od siebie- na ich twarzach pojawił się uśmiech, a głowy zgodnie pokiwały na tak.
Po wszystkich zabiegach została nam tylko sukienka i reszta stroju.
-Ja nie wiem. Po co ja tam w ogóle idę i po co wy mnie tak odstroiłyście- gadałam do nich jak do ściany. Oby dwie zawzięcie buszowały w mojej garderobie szukając jakiejś sensownej sukienki. Co jakiś czas wymieniały się spojrzeniami i kręciły głowami.- Powtarzam. PO CO WY MNIE TAK STROICIE?!- odwróciły się do mnie i wepchnęły czarną sukienkę.
-Ty swojej mamy nie widziałaś- rzuciła Alex i wepchnęły mnie do łazienki.
Ubrałam czarną sukienkę, która sięgała i przed kolana. Jej dół wykonany był z czarno-szarych falbanek. Góra była bez ramiączek.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam do garderoby. Chwyciłam szary top, czarne rajtuzy, oraz szare trampki. Obie dopadły mnie przed łazienką. Ja spojrzałam się na nie i uśmiechnęłam.
-Pozwoliłyście mi coś dodać od siebie- ominęłam je i poszłam założyć resztę stroju. Gdy wyszłam obejrzały mnie.
-Lepiej by Ci było w szpilkach, albo chociaż w balerinach- oznajmiła mi Alex. Ja zaśmiałam się i rzuciłam krótkie „Nie”.
Posadziły mnie na krzesełku i spięły moje włosy niedbale do góry ładując przy tym tyle lakieru, że chyba powiększyły dwukrotnie dziurę ozonową. Potem założyły na szyję długi łańcuszek i w uszy wkrętki. Przy wyjściu założyłam na nos moje okulary.
-Ściągaj mi je!- rozkazała Nicole. Ja uciekłam jak najszybciej mogłam. Moi rodzice czekali na mnie w aucie. Wsiadłam szybko i ruszyliśmy w drogę.
-Dom!- krzyknęłam w połowie drogi. Z resztą mogliśmy iść na piechotę, ale może lepiej że nie paradowaliśmy w tych strojach po miasteczku.- Tato wysadź mnie tu, pójdę zamknę dom i przyjdę.
-Na pewno przyjdziesz?
-Tak.- zatrzymali się, a ja biegiem ruszyłam do domu.

Justin

Wysuszyłem włosy i poszedłem się ubrać. Założyłem szare spodnie, piały podkoszulek i czarne trampki. Na dole rozległ się dźwięk dzwonka. Czekałem jak mama mnie wezwie.
-Justin!- usłyszałem z dołu. Zszedłem posłusznie na parter i przywitałem się z gośćmi. Nigdzie nie było tej dziewczyny. Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Mama podała swoje słynne spaghetti. Potem zaczęła się rozmowa. Ja siedziałem i bezużytecznie wpatrywałem się w latającą muchę.
Gdy mucha usiadła na skórzanej kanapie do drzwi zadzwonił dzwonek.
-Justin otwórz- wstałem posłusznie od stołu i wykonałem rozkaz mamy. Wyjrzałem przez szybę. To była ta dziewczyna. Otworzyłem drzwi. Jej policzki oblał rumieniec, a ręce zaczęły trząść.
-Wejdź- nie chciałem jej już zmuszać do jakiejkolwiek odpowiedzi.
Weszła posłusznie do środka. Dopiero teraz zorientowałem się że jest ładna i bardzo podobna do Victorii. Jej kasztanowe włosy opadały rozwiane na ramiona które pokrywał szary top. Jej czarna sukienka idealnie pasowała do figury, a trampki nadawały całemu stroju charakter. Ruszyła do jadalni, a ja za nią. Tam przywitano ją i przedstawiono. Z tego co wynikało ma na imię Vanessa. Pierwszy raz spotykam dziewczynę o tym imieniu.
-A ty Justin czym się zajmujesz?- w najmniej spodziewanym momencie zadano mi pytanie.
-Ja?- uśmiechnąłem się nerwowo.- Wszystkim i niczym- na twarzach rodziców i gości pojawiły się uśmiechy. Ta dziewczyna, Vanessa w pewnym momencie wstała, powiedziała coś swojej mamie na ucho i wyszła do ogrodu.
-Justin idź do niej i pokaż jej ogród- wstałem od stołu i ruszyłem w stronę tarasu. Wyszedłem przez kuchnię. Dziewczyna siedziała na huśtawce i bujała się delikatnie.
Usiadłem na drugim końcu huśtawki. Brunetka wyraźnie zmieszała się, podkuliła nogi pod siebie i wzrok zwróciła w przeciwną stronę. Siedzieliśmy tak bujając się w ta i z powrotem. Żadne z nas nie miało odwagi zagadać. Ona ze swojej nieśmiałości, a ja przed obawą że to kolejna osoba która będzie litować się nade mną.
Smycz! Ja jej jeszcze jej nie oddałem. Wstałem z huśtawki i szybkim krokiem ruszyłem do pokoju. Z kieszeni wygrzebałem smycz i wróciłem do dziewczyny.
-Proszę- podałem jej smycz. Ta uśmiechnęła się niepewnie i schowała ją do torebki.
-Dzięki- odezwała się po pewnym czasie mając odwróconą głowę w stronę ulicy. Wpatrywała się w nią tak uporczywie jak gdyby na kogoś czekała.
-Czekasz na kogoś?- spojrzała się na mnie ukradkiem.
-Nie- odpowiedziała potrząsając głową.
-To czemu tak się wpatrujesz w tą ulicę?- chciałem rozkręcić jakoś tą rozmowę, ale jej rodzice mi w tym przeszkodzili.
-Vanessa! Jedziemy!- ta pośpiesznie wstała i ruszyła do auta.
-Do zobaczenia- rzuciłem pod nosem, gdy ta już odjeżdżała.

1 komentarz: