-Dzięki- dziewczyna uśmiechnęła się
delikatnie, ściągając z siebie moją bluzę.
-Nie. Weź ją- patrzyła się na mnie
z niezrozumiałym uśmiechem na twarzy.- Powód do następnego spotkania.- spuściła
głowę chcą ukryć czerwone policzki.
-Aha. Na razie.- odwróciła się, a
potem zniknęła za drzwiami.
-Justin! Gdzie do cholery jasnej
byłeś?- ojciec jak zawsze kiedy wracałem później niż o dwudziestej drugiej bez
zapowiedzi wściekał się tak ze jego twarz przybierała kolor świeżo wyrwanych
buraków.
-Na plaży.- wzruszyłem ramionami i
ominąłem go zwinnie.
-Ale czemu tak późno?!- nie dawał
za wygraną i szedł za mną krok w krok.
-Bo musiałem kogoś odprowadzić-
jego kroki odbijały się w mojej głowie niczym echo.
-Z kim ty się do cholery
włóczysz?!- jego dłoń uderzyła w stolik który stał na korytarzu, a na nim
wazon. Wazon jak możecie się spodziewać roztrzaskał się na kawałki uderzając o
podłogę.
-Z koleżanką!- odwróciłem się do
niego przodem, a ojcu od razu zniknął kolor z twarzy i przybrał normalną
postawę.
-Z kim?- jego głos był niedowierzający,
a oczy błyszczały się z radości.
-Nie ważne.- zatrzasnąłem mu drzwi
przed nosem, a sam rzuciłem się na łóżko stawiając koszyk obok niego.-
Zgłupiałem.- wymamrotałem obracając się na plecy.- Zgłupiałem.- powtórzyłem, a
na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.- Tylko się nie zakochaj.-
zamknąłem oczy w nadziei że Morfeusz zabierze mnie do krainy snów.
Vanessa
Skradając się cicho miałam nadzieję
że nic, a przynajmniej nikt mnie nie usłyszy.
-Gdzie byłaś?- marząc czoło
chciałam wypatrzeć w ciemnościach jakąkolwiek postać. Po paru sekundach
wypatrzyłam zarys mojego ojca.
-Na plaży.- wyprostowałam się, a
torba upadła na ziemię z hukiem.
-Z kim?- postać zaczęła okrążać
mnie.
-Z kolegą.
-To jego bluza?- pociągnął
delikatnie za kaptur szarej bluzy.
-Tak… A czemu pytasz?
-Kto to?- zszedł z tematu, a ja nie
miałam najmniejszego zamiaru, aby udzielić mu odpowiedzi na to pytanie.
-Mogę iść do pokoju?
-Kto to?- powtórzył pytanie.
-Znasz go. Idę.- odeszłam od niego
szybkim krokiem kierując się po schodach do mojego pokoju. Poszłam pod prysznic
i miałam nadzieję że zimna woda zdejmie choć trochę snu z moich powiek, jednak
nic to nie dało. Susząc włosy postanowiłam kupić sobie suszarkę na baterie bo
ta nie pozwala mi biegać po całej łazience.
Cisnęłam swoją głowę w poduszki, a
resztę ciała próbowałam przykryć kołdrą, jednak nie udawało mi się to.
Położyłam się na boku i dopiero teraz poczułam ciepło na swoim ciele.
-Tylko się nie zakochaj…-
szepnęłam, a zaraz potem usnęłam.
*
Na policzku poczułam coś mokrego.
Otworzyłam leniwie oczy i dopiero teraz uświadomiłam sobie że Kudłaty
natarczywie „całuje” mnie po policzku.
Delikatnie odepchnęłam od siebie
psa, a sama ruszyłam do łazienki. Myjąc ząbki znowu po głowie chodziły mi
piosenki , więc wywijałam po całej łazience tyłkiem. Potem przyszedł czas
garderoby. Wyjrzałam za okno. Ponuro… Deszcz, wiatr i ogółem chyba chłodno.
Niedbale związałam włosy i zeszłam schodami na śniadanie. Rodzice zawzięcie
dyskutowali kto to mógłby być za chłopak. Jednak, ani jedno nie utrafiło ze to
Justin.
-Vanessa dzisiaj przespacerujesz
się do państwa Bieberów i powiesz im że zapraszamy ich dzisiaj na kolację.
Tylko nie zapomnij powiedzieć że Justin też ma przyjść. Zmykaj.- spojrzałam
odruchowo na zegarek. Pierwsza dwadzieścia. Ile ja spałam?
Poszłam na górę i jakoś ogarnęłam
moje włosy. Założyłam okulary, zbiegłam po schodach, wzięłam parasolkę, a na
nogi nałożyłam trampki. Włożyłam kaptur i słuchawki. Po pewnym odcinku drogi słysząc
rytm wolnej piosenki zaczęłam rytmicznie przyskakiwać kałuże, które utworzyły
się na chodniku. W końcu złożyłam parasolkę i nie przejmując się ulewą, która
jeszcze pół godziny temu była mżawką zaczęłam biec w stronę domu Bieberów.
-Cześć.- chłopak uśmiechnął się
niepewnie i zaprosił gestem ręki do środka.- Coś ty robiła w takim deszczu z
parasolką, którą miałaś złożoną?- chłopak uśmiechnął się szeroko. Widząc że
trzęsę się z zimna posadził mnie na kanapie i dał koc.
-Jest ktoś z twoich rodziców?
-Nie. I przez cały tydzień ich nie
ma. A co?- przede mną postawił kubek gorącej herbaty z miodem.
-Moja mama zaprasza Was dzisiaj na
kolację, ale jak ich nie ma to ja się zbieram.- chłopak zatrzymał mnie ruchem
ręki.
-Zostań. Nudzi mi się.
-Ale mama się będzie martwić.
Powiedziałam jej że zaraz wrócę. Muszę…- czekoladowooki przerwał mi.
-Zadzwoń.- jego mina mówiła sama za
siebie.
Z przemoczonej kieszeni wydostałam
komórkę. Po paru sygnałach odezwał się jej głos. Widocznie ucieszyła się z
prośby jaką jej przed chwilą zaproponowałam. Ku moim oczekiwaniom zgodziła się.
-To co robimy?- poprawiłam
wskazującym palcem okulary które zsunęły mi się z nosa.
-Chodź na górę.- chłopak wstał, a
ja otulona w koc ruszyłam za nim. Po drodze uświadomiłam sobie nadzieje moich
rodziców i zaśmiałam się pod nosem.- Z czego się śmiejesz?- chłopak odwrócił
się do mnie i szedł tyłem. Jego pokój znajdował się na poddaszu. Tak na
marginesie jego pokój zajmował prawie całe poddasze.
-Nie nic.- moje usta wygięły się
jeszcze bardziej.
-Jestem brudny?- pokręciłam
przecząco głową.- To co?
-Nie nic. Będziesz się ze mnie
śmiał.- usiadłam na łóżku. Chłopak na fotelu naprzeciwko mnie. Pochylił się i
oparł łokcie na kolanach.
-Nie będę.- zamachnął głową, aby
odgarnąć grzywkę która wpadała mu do oczu.
-Będziesz…- chyba się
zaczerwieniłam bo chłopak uśmiechnął się szeroko. Spojrzałam się na ciemne
panele, którymi była wyłożona podłoga.
-Nie będę. Mów bo nie wypuszczę Cię
do tego czasu, dopóki mi nie powiesz z czego się śmiałaś.- wypuściłam powietrze
z ust, a zaraz potem wzięłam głęboki oddech.
-Bo moi rodzice mają chyba nadzieję
że my będziemy…
-Razem?- chłopak powiedział dławiąc
śmiech. Ja kiwnęłam głową twierdząco.
-No widzisz.- Justin wybuchnął
śmiechem a ja położyłam się na łóżku.
-Moi też.- powiedział po chwili
milczenia, a tym razem wybuchłam śmiechem. Po chwili on dołączył do mnie.
-Ale wiesz ja nic do Ciebie…
Kolega…- próbowałam wytłumaczyć moje „wyznanie” jakimś sensownych argumentem,
ale takich nie miałam.
-Ja też- chłopak uśmiechnął się
szeroko.- A miałaś nadzieję?- chłopak przybrał poważniejszy wyraz twarzy i
usiadł koło mnie.- Bo wiesz… Ja… Nie chce… Na razie.
-Ale ja nie chciałam… No wiesz… Że
ty nie jesteś fajny… Nic z tych rzeczy… Bo ty jesteś fajny… Lubię Cię… Znamy
się krótko…- tłumaczyłam się z każdych słów wypowiedzianych wcześniej.- Muszę
iść.- wstałam i skierowałam się do wyjścia. Zbiegając po schodach rzuciłam na
poręcz koc. Słyszałam za sobą kroki bruneta. Potem tylko krótkie „na razie” i
zatrzaśnięcie drzwiami.
Pochyliłam się i oparłam ręce na
kolanach. Po moich policzkach płynęły łzy.
-„Czego ty oczekiwałaś?”-
myślałam.- „Że ty będziesz TĄ? Ty głupia! Możecie być tylko przyjaciółmi.
Zabraniam Ci się zakochiwać rozumiesz?”
-Rozumiesz?- wyszeptałam już pod
nosem. Mój oddech był przyśpieszony, a serce waliło jak młot. Wiedziałam że z
tego nic nie wyjdzie.
Justin
Oparłem się o drzwi i przymrużyłem
powieki.
-„Co ty sobie myślałeś? Że Ona
będzie chciała być tą Drugą?”- po mojej głowie biegały myśli.- „Ona, ani żadna
inna nie może zastąpić Ci Victorii. Ona była jedyna i drugiej takiej nie ma.”-
rozczochrałem dłońmi włosy i ruszyłem do kuchni.
-Zabraniam Ci się zakochiwać.
jeden wielki paradoks. uśmiecham się do komputera czytając ich dialog ..
OdpowiedzUsuń:cudo.
OdpowiedzUsuńSmutne :(( Oni musza być razem !!!! Wpadłam na tego bloga przypadkowo i nie żałuję, najwyżej będę ryczeć !
OdpowiedzUsuń