-Gdybyś tutaj była nie miałbym
takich problemów. Wszystko byłoby łatwiejsze. Nic by się nie komplikowało.
Czemu nie mogę wyszeptać Ci na ucho „Kocham Cię”? Czemu nie mogę Cię przytulić
i pocałować w czubek głowy jak małe dziecko? Czemu nie mogę poczuć bliskości
twojego ciała, nie mogę poczuć jego smaku, ciepła? Wszystko mi się komplikuje.
-Przepraszam- chłopak
przeprosił brunetkę na którą wylał kolę. Zaczął podawać jej chusteczki
higieniczne. Ta tylko uśmiechnęła się.
-Jestem Victoria-
wyciągnęła do niego rękę. Ten dopiero teraz zauważył jej urodę. Kasztanowe
włosy, zgrabną figurę i te oczy. Nigdy nie mógł rozszyfrować ich koloru. Może
były brązowe, a czasami wydało mu się że są zielone, a jeszcze innego dnia
szafirowe.
Chłopak uścisnął jej
rękę.
-Justin- uśmiechnął
się po chwili zamroczenia. Ta zachichotała pod nosem.- Może dzisiaj kolacja w zamian
za bluzkę?- dziewczyna kiwnęła głową na tak.- Dzisiaj o ósmej wieczorem tutaj.
Do zobaczenia.- potem było już z górki. Po dwóch randkach można było powiedzieć
że są parą. Nie mieli prawie żadnego kryzysu. Mieli jedną przerwę w związku
kiedy Ona musiała wyjechać na wymianę do Włoch. Byli idealną parą, jednak ten
jeden incydent zostawił go samego na tym świecie.
-Tak mamo zaraz będę w domu.- mama
zadzwoniła do mnie, że to my dzisiaj wybieramy się na kolację do Whitów.
Jeszcze wczoraj mógłbym iść na nią w podskokach jednak znowu jeden incydent
przewróciło moje życie do góry nogami.
-Tak. Zaraz będę.- nacisnąłem czerwoną
słuchawkę i ruszyłem do domu.
Vanessa
-Muszę być?- błagałam mamę, żebym
nie musiała być na kolacji. Wolałabym już pobiec w maratonie niż tutaj
być.
-Tak! Idź się szykować. Za godzinę
będą.- ja nie wiem co ich tak napadło na te kolacje. Niech kupią wspólny dom to
będą mieli codziennie wspólne kolacje.
Chyba fioletowe trampki i biała
zwiewna sukienka z fioletowymi dodatkami wystarczą.
Rozczesałam starannie włosy,
pomalowałam rzęsy i założyłam okulary. To wystarczy. Z dołu dobiegł dźwięk
dzwonka.
-„Już są”- pomyślałam.
Justin
-Vanessa.- mama Vanessy przywołała
ją na dół. Po kilku sekundach pojawiła się na schodach. Jej kasztanowe włosy
beztrosko układały się na jej ramionach. Biała sukienka z każdym ruchem
obejmowała jej ciało. Prawą ręką trzymała się poręczy w delikatnych podskokach
schodziła po schodach. Uśmiechnęła się niepewnie gdy stanęła przede mną.
Odwzajemniłem uśmiech.
Ten stuk sztućców przytłacza mnie
coraz bardziej. Poderwałem się z miejsca i wyszedłem do ogrodu. Usiadłem na
huśtawce, włączyłem z iPhon’a muzykę. Moje powieki samowolnie się zamknęły.
Poczułem że ktoś siada na huśtawkę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Vanessę. Wyjąłem
słuchawki z uszu.
-Chciałam porozmawiać o dzisiejszym
dniu.- wyszeptała pod nosem.
-Dobra. Słucham.- nie wiem może
wzięła to za sarkazm bo wyraz jej twarzy skrzywił się na chwile.
-Bo tamta rozmowa. Wiesz… Ona nie
powinna tak wyglądać.- bawiła się końcem materiału sukienki.
-Jak?
-Musisz zadawać same pytania?!-
wyraźnie zdenerwowała się bo podniosła ton głosu. Okulary nasunęła na włosy i
dopiero teraz mogłem zobaczyć jej oczy i przyjrzeć im się dokładnie. Były
brązowe, a w słońcu mieniły się granatem.- Przepraszam, ale musimy coś sobie
obiecać.- spojrzała się na mnie ze smutkiem.
-Co?- wyprostowałem się i
przybliżyłem do niej.
-Że się w sobie nie zakochamy.-
wydusiła z siebie po krótkiej przerwie.- Że będziemy tylko przyjaciółmi.
-Tylko przyjaciele i żadnego zakochania
się.- podałem jej dłoń ona uścisnęła ją.
-Tylko przyjaciele i żadnego
zakochiwania się.- powtórzyła i przytuliła się do mnie. Poczułem jej delikatne
perfumy. Poczułem że po jej plecach przeszły ciarki. Chyba będzie trudno nam
obojgu. Ale obietnica to obietnica.
-Idziemy do domu?- zapytałem się
jej po chwili milczenia.
-Nie. Posiedźmy tutaj. Oni tam
zawzięcie dyskutują co jest pierwsze „Jajko czy kura”.- Zaśmialiśmy się oboje.
-To chodź się przejść.- spojrzała
się na siebie.
-W tym stroju?- wskazała na siebie.
-Chodź ja mam gorzej. Chodź na
plażę.- ruszyliśmy w stronę wcześniej wskazanego przeze mnie miejsca.
Po kilkunastu minutach drogi
byliśmy na miejscu. Dołączył do nas jej pies. Biegała z nim po całej plaży.
Najpierw on ją gonił potem ona jego. I tak w kółko. Ja obserwowałem ich zabawy
z boku. Jej śmiech roznosił się po całej plaży echem. Zaśmiałem się pod nosem i
odrzuciłem patyk który przeleciał świstem obok mojego ucha. Nie zwróciłem na to
mniejszej uwagi bo już po chwili biegałem razem z Vanessą i Kudłatym.
-Ała…- zobaczyłem leżącą Vanessę na
plaży. Próbowała się podnieść, ale nie mogła. Podbiegłem do niej.
-Nic ci nie jest?- wskazała na
kostkę. Dotknąłem jej delikatnie, a ta zasyczała z bólu.
-Chyba skręcona.- wziąłem ja na
ręce.
-Masz zamiar iść ze mną?
-A chcesz iść sama?- dziewczyna nic
nie powiedziała tylko założyła ręce na moją szyję.- No właśnie.- ruszyłem z
nią. Po kilku minutach marszu porządnie się zmęczyłem.
-Odpocznij- dziewczyna rozkazała mi
i wskazała na pobliską ławkę. Posadziłem ją na niej, a sam usiadłem obok.-
Dziękuję- brunetka uśmiechnęła się i oparła głowę na moim ramieniu.
-Boli?- zapytałem.
-Troszeczkę.
-To idziemy.- wziąłem dziewczynę na
ręce i ruszyliśmy dalej.
Kocham... poprostu kocham <3
OdpowiedzUsuńAwww, jak słodko !! ^^ xoxox Luv ya so much :*
OdpowiedzUsuń