piątek, 19 października 2012

Siódmy


-Gdybyś tutaj była nie miałbym takich problemów. Wszystko byłoby łatwiejsze. Nic by się nie komplikowało. Czemu nie mogę wyszeptać Ci na ucho „Kocham Cię”? Czemu nie mogę Cię przytulić i pocałować w czubek głowy jak małe dziecko? Czemu nie mogę poczuć bliskości twojego ciała, nie mogę poczuć jego smaku, ciepła? Wszystko mi się komplikuje.

-Przepraszam- chłopak przeprosił brunetkę na którą wylał kolę. Zaczął podawać jej chusteczki higieniczne. Ta tylko uśmiechnęła się.
-Jestem Victoria- wyciągnęła do niego rękę. Ten dopiero teraz zauważył jej urodę. Kasztanowe włosy, zgrabną figurę i te oczy. Nigdy nie mógł rozszyfrować ich koloru. Może były brązowe, a czasami wydało mu się że są zielone, a jeszcze innego dnia szafirowe.
Chłopak uścisnął jej rękę.
-Justin- uśmiechnął się po chwili zamroczenia. Ta zachichotała pod nosem.- Może dzisiaj kolacja w zamian za bluzkę?- dziewczyna kiwnęła głową na tak.- Dzisiaj o ósmej wieczorem tutaj. Do zobaczenia.- potem było już z górki. Po dwóch randkach można było powiedzieć że są parą. Nie mieli prawie żadnego kryzysu. Mieli jedną przerwę w związku kiedy Ona musiała wyjechać na wymianę do Włoch. Byli idealną parą, jednak ten jeden incydent zostawił go samego na tym świecie.

-Tak mamo zaraz będę w domu.- mama zadzwoniła do mnie, że to my dzisiaj wybieramy się na kolację do Whitów. Jeszcze wczoraj mógłbym iść na nią w podskokach jednak znowu jeden incydent przewróciło moje życie do góry nogami.
-Tak. Zaraz będę.- nacisnąłem czerwoną słuchawkę i ruszyłem do domu.

Vanessa

-Muszę być?- błagałam mamę, żebym nie musiała być na kolacji. Wolałabym już pobiec w maratonie niż tutaj być.  
-Tak! Idź się szykować. Za godzinę będą.- ja nie wiem co ich tak napadło na te kolacje. Niech kupią wspólny dom to będą mieli codziennie wspólne kolacje.
Chyba fioletowe trampki i biała zwiewna sukienka z fioletowymi dodatkami wystarczą.
Rozczesałam starannie włosy, pomalowałam rzęsy i założyłam okulary. To wystarczy. Z dołu dobiegł dźwięk dzwonka.
-„Już są”- pomyślałam.

Justin

-Vanessa.- mama Vanessy przywołała ją na dół. Po kilku sekundach pojawiła się na schodach. Jej kasztanowe włosy beztrosko układały się na jej ramionach. Biała sukienka z każdym ruchem obejmowała jej ciało. Prawą ręką trzymała się poręczy w delikatnych podskokach schodziła po schodach. Uśmiechnęła się niepewnie gdy stanęła przede mną. Odwzajemniłem uśmiech.
Ten stuk sztućców przytłacza mnie coraz bardziej. Poderwałem się z miejsca i wyszedłem do ogrodu. Usiadłem na huśtawce, włączyłem z iPhon’a muzykę. Moje powieki samowolnie się zamknęły. Poczułem że ktoś siada na huśtawkę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Vanessę. Wyjąłem słuchawki z uszu.
-Chciałam porozmawiać o dzisiejszym dniu.- wyszeptała pod nosem.
-Dobra. Słucham.- nie wiem może wzięła to za sarkazm bo wyraz jej twarzy skrzywił się na chwile.
-Bo tamta rozmowa. Wiesz… Ona nie powinna tak wyglądać.- bawiła się końcem materiału sukienki.
-Jak?
-Musisz zadawać same pytania?!- wyraźnie zdenerwowała się bo podniosła ton głosu. Okulary nasunęła na włosy i dopiero teraz mogłem zobaczyć jej oczy i przyjrzeć im się dokładnie. Były brązowe, a w słońcu mieniły się granatem.- Przepraszam, ale musimy coś sobie obiecać.- spojrzała się na mnie ze smutkiem.
-Co?- wyprostowałem się i przybliżyłem do niej.
-Że się w sobie nie zakochamy.- wydusiła z siebie po krótkiej przerwie.- Że będziemy tylko przyjaciółmi.
-Tylko przyjaciele i żadnego zakochania się.- podałem jej dłoń ona uścisnęła ją.
-Tylko przyjaciele i żadnego zakochiwania się.- powtórzyła i przytuliła się do mnie. Poczułem jej delikatne perfumy. Poczułem że po jej plecach przeszły ciarki. Chyba będzie trudno nam obojgu. Ale obietnica to obietnica.
-Idziemy do domu?- zapytałem się jej po chwili milczenia.
-Nie. Posiedźmy tutaj. Oni tam zawzięcie dyskutują co jest pierwsze „Jajko czy kura”.- Zaśmialiśmy się oboje.
-To chodź się przejść.- spojrzała się na siebie.
-W tym stroju?- wskazała na siebie.
-Chodź ja mam gorzej. Chodź na plażę.- ruszyliśmy w stronę wcześniej wskazanego przeze mnie miejsca.
Po kilkunastu minutach drogi byliśmy na miejscu. Dołączył do nas jej pies. Biegała z nim po całej plaży. Najpierw on ją gonił potem ona jego. I tak w kółko. Ja obserwowałem ich zabawy z boku. Jej śmiech roznosił się po całej plaży echem. Zaśmiałem się pod nosem i odrzuciłem patyk który przeleciał świstem obok mojego ucha. Nie zwróciłem na to mniejszej uwagi bo już po chwili biegałem razem z Vanessą i Kudłatym.
-Ała…- zobaczyłem leżącą Vanessę na plaży. Próbowała się podnieść, ale nie mogła. Podbiegłem do niej.
-Nic ci nie jest?- wskazała na kostkę. Dotknąłem jej delikatnie, a ta zasyczała z bólu.
-Chyba skręcona.- wziąłem ja na ręce.
-Masz zamiar iść ze mną?
-A chcesz iść sama?- dziewczyna nic nie powiedziała tylko założyła ręce na moją szyję.- No właśnie.- ruszyłem z nią. Po kilku minutach marszu porządnie się zmęczyłem.
-Odpocznij- dziewczyna rozkazała mi i wskazała na pobliską ławkę. Posadziłem ją na niej, a sam usiadłem obok.- Dziękuję- brunetka uśmiechnęła się i oparła głowę na moim ramieniu.
-Boli?- zapytałem.
-Troszeczkę.
-To idziemy.- wziąłem dziewczynę na ręce i ruszyliśmy dalej.

2 komentarze: