piątek, 19 października 2012

Ósmy


-Jedziemy na pogotowie bo może być złamana.- po długiej dezaprobacie pani White zdecydowała o przetransportowaniu Vanessy.
-Mamo… A nie możesz sama tego zaopatrzyć? Przecież jesteś lekarzem…- dziewczyna ostrożnie zmieniła pozycję na siedzącą. Jej wyraz twarzy mówił że boli ją chociaż wpierała wszystkim że to nic takiego.
-Ale nie ortopedą. Musi zobaczyć to specjalista… Wiem że nie lubisz szpitali, ale trzeba było być ostrożniejszym.- usiadła obok niej i gładziła brązowooką po policzku kciukiem. -Richard pomóż mi.- zwróciła się do męża.
-A może chcecie lodu?- pani White kiwnęła głową twierdząco na co moja mama szybkim krokiem ruszyła do zamrażalki z której wyciągnęła woreczek z lodem.- Proszę.- Vanessa przyłożyła ją sobie delikatnie do kostki i syknęła z bólu.
-Mogę jechać z Wami?- wszyscy, razem z Vanessą spojrzeli się na mnie. Moi i rodzice Vanessy z radością, a Vanessa ze znakiem zapytania.
-Tak. Chodź.- popędziła mnie mama Vanessy. Szedłem za jej ojcem, który niósł ją na rękach. Co chwila zerkała w moja stronę zza ramienia.
W drodze rodzice Vanessy mówili jej jaka to jest nierozważna i nieuważna.
W tym momencie uświadomiłem sobie że to przeze mnie, coś się stało osobie do której mam zaufanie.
Po pewnym czasie rodzice Vanessy zaczęli rozmawiać między sobą.
-Przepraszam…- szepnąłem, a dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
-Za co?- chyba chciała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej grymas.
-Za to. Gdyby nie ja…
-To co?- przerwała mi.
-To to by się nie wydarzyło.- odwróciłem głowę w stronę szyby bo bałem się dalszej części rozmowy. Po pewnym czasie znowu się odezwałem.- Boli?
-Przyzwyczaiłam się.- powiedziała nie odwracając twarzy.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Ojciec Vanessy wziął ją ponownie na ręce i niósł w stronę wejścia. Potem czekaliśmy około dziesięciu minut koło recepcji, a potem jeszcze godzinę na prześwietlenie.
-Złamana.- powiedziała dziewczyna gdy jej ojciec posadził ją obok mnie.
-Zamawiam sobie miejsce na kostce.- miałem na myśli podpis, a dziewczyna chyba to zrozumiała bo uśmiechnęła się delikatnie.
Gdy poszła, aby jej noga została oblana gipsem ja zamknąłem oczy i sam nie wiem kiedy usnąłem.
-Powiedz jej.- przede mną stanęła Victoria. Była łagodna i uśmiechnięta.
-Justin, Justin…- ktoś trząsł mnie za ramię.
-Co, a tak.- uśmiechnąłem się na widok Vanessy. Gips na nodze sięgał jej tak aby mogła zginać ją w kolanie. Podpierając się na kulach szła przede mną.
Po kilkunastu minutach drogi zaparkowaliśmy pod domem Vanessy. Poczułem wibracje mojego telefonu w kieszeni.
-Mama?- powiedziałem na głos.
-O daj mi ją.- telefon zabrała mi mama Vanessy. Co chwilę było słychać „tak”, „świetnie”, „oczywiście”. Gdy oddała mi komórkę oznajmiła mi radośnie.- Twoja mama nie chce żebyś wracał tak późno do domu i będziesz dzisiaj u nas spał. Tylko jeszcze nie wiem gdzie. Może w pokoju gościnnym obok Vanessy? Idźcie na huśtawkę, a ja za ten czas przygotuję Ci pokój Justin.- Nie mogłem wypowiedzieć słowa podczas tego całego monologu.
Posłusznie ruszyliśmy na huśtawkę. Vanessa uśmiechnęła się.
-Co?- spojrzałem na nią z boku.
-Nasi rodzice chcą nas na serio swatać.- ja odwzajemniłem jej uśmiech.
-Tak.- oboje zawstydzeni spuściliśmy głowy.- Chodź do domu. Zimno się robi.- idąc powolnym krokiem Vanessy co chwilę wymienialiśmy spojrzenia.
Po kolacji dostałem podkoszulek i zapakowane bokserki.
-To tak dla niespodziewanego gościa.- usprawiedliwiła się kobieta, a ja uśmiechnąłem się.
-„Takiego jak ja”- pomyślałem. Poszedłem do łazienki pod prysznic i dopiero teraz przypomniały mi się słowa Victorii. W bokserkach i koszulce wyszedłem z łazienki i usiadłem na dwuosobowym łóżku.
-Ale o czym mam jej powiedzieć?- powiedziałem na głos.
-Komu?- zza drzwi wyjrzała Vanessa.- Mogę?- kiwnąłem głową na tak.
-Nikomu…- zmieszałem się tym co przed chwilą usłyszała.
-A nie przeszkadzam?- uśmiechnęła się kuśtykając do fotela.
-Nie.- mimo chęci nasza rozmowa nie kleiła się. Po kilku minutach ciszy wpadłem na pomysł.- Ja ci zadam dziesięć pytań, a ty  na nie odpowiesz, a potem na odwrót.- dziewczyna odpowiedziała twierdząco więc zacząłem.
-Jeden. Twój ulubiony kolor.
-Granatowy.- uśmiechnęła się. Ja też.
-Dwa. Twój ulubiony zespół?
-Black eyed peas.
-Trzy. Jak to się stało że nigdy cię tutaj nie widziałem?
-Prawie nie ruszałam się z domu.
-Cztery. Czemu jesteś taka nieśmiała?
-Nie wiem. Tak po prostu jestem.
-Pięć. Robiłaś to już?- uśmiechnąłem się szeroko. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
-Co?
-Odpowiedz.
-Nie.- powiedziała ciszej.
-To odpowiedź na moje pierwsze pytanie?
-Tak! Zadawaj dalej!- widocznie zdenerwowałem ją tym pytaniem. Ale chciałem wiedzieć. Widocznie tak jesteśmy zbudowani.
-Sześć. Miałaś chłopaka?
-Nie.
-Siedem. Hmm… Czy jestem dla Ciebie kimś ważnym.- spojrzałem się odruchowo w okno czekając na odpowiedź.
-Tak.- dziewczyna odpowiedziała speszona.
-A kim?
-Nie wiem. Sama nie wiem.
-A byłabyś w stanie zakochać się w takim chłopaku jak ja po przejściach?- tym razem spojrzałem się na nią. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
-Tak…- w jej głosie było słychać niepewność.
-A co byś zrobiła gdyby taki chłopak wyznał Ci miłość?- dopiero teraz zrozumiałem o co chodziło Victorii. O to co czuję do Vanessy. Wcześniej myślałem że kocham ją jak przyjaciółkę, a nie jak dziewczynę.
-Powiedziałabym mu że mamy umowę której nie możemy złamać.- powiedziała przez łzy i wyszła z pokoju. Moje oczy ciągle tkwiły w tym miejscu w którym ona była przed chwilą. Gdy usłyszałem trzask drzwiami z moich oczu poleciały łzy i wściekły rzuciłem poduszką o ścianę.
-Tylko przyjaciel… Nic więcej.- wyszeptałem pod nosem.- Ale do cholery jasnej nie dziewczyna.- powiedziałem na głos.

2 komentarze:

  1. Szczerze? Jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam sb to opowiadania i płaczę... :* Pięknie piszesz <33

    OdpowiedzUsuń