piątek, 19 października 2012

Pierwszy cz. II


Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie jej nie było. Spojrzałem się na Christiana, ale on odpowiedział mi jedynie bezradną miną.
-Gdzieś tutaj na pewno jest.- Shean stanął na palcach i próbował wypatrzeć ciemne włosy dziewczyny.
-A jak coś jej się stało? Mogłem iść po nią.- Powiedziałem bezradnie. Poczułem na ramieniu czyjąś dłoń.
-Ona nawet nam nie pozwoliła po siebie przyjść.- Alex wyszeptała i otarła oczy chusteczką.
-Idę po nią.- Energicznie wyszedłem z kościoła i skierowałem się do domu Vanessy. Jakoś nie obchodziło mnie to, że ludzie patrzyli na mnie jak na wariata wybiegającego z kościoła. Do pogrzebu zostało jeszcze czterdzieści pięć minut i mam nadzieję ze zdążę. Dom Vanessy jest niedaleko jakieś pół kilometra od kościoła.
Biegłem najszybciej jak potrafiłem. W gardle poczułem nieprzyjemne zimno, a oddech był coraz szybszy. Po jakiś trzech minutach biegu dobiegłem do mojego punktu „B”. Nacisnąłem klamkę, a drzwi otworzyły się nie stawiając mi najmniejszego oporu. Odruchowo ruszyłem do pokoju Vanessy. Nacisnąłem klamkę, ale drzwi nie otworzyły się tak lekko jak te wejściowe.
-Vanessa otwórz!- Walnąłem pięścią w drzwi. Jednak nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.- Vanessa, proszę!- Znowu żadnej odpowiedzi. Spojrzałem się na zamek, ale wydawało mi się że nie otworzę go sam. Poszedłem do łazienki i wygrzebałem jakąś wsuwkę. Wygiąłem ją i zacząłem grzebać nią w zamku. Po chwili zamek puścił, a drzwi otworzyły się tym razem bez oporów.
Widok Vanessy był przerażający. Wrak człowieka zwinięty w kulkę.
Podszedłem do niej i pogłaskałem jej dłoń. Brunetka otworzyła oczy, a po domu rozniósł się jej głośny płacz. Usiadłem obok niej i obiąłem jej wątłą postawę ramionami.
-Tracę wszystkich. Najpierw Rayan, a teraz rodzice. To nie jest sprawiedliwe.- Odepchnąłem ją delikatnie od siebie i spojrzałem w jej załzawione oczy.
-Chyba pora się zbierać. Chodź na pogrzeb.- Wiedziałem że to nie jest odpowiedni moment, ale nie miałem wyboru.
-Ja nie chcę…
-Będziesz żałować.- Rozejrzałem się wokoło siebie i zauważyłem na krzesełku przewieszoną czarną sukienkę. Wstałem i podałem jej ją. Wstała powolnie i podreptała do łazienki. Wyszła z niej w sukience, rozpuszczonych włosach i czarnych pantoflach na obcasie.- Chodź. Mamy jeszcze piętnaście minut.- Chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem do drzwi wyjściowych. Zamknąłem drzwi na klucz jeszcze dopatrując czy wszystko jest gotowe na stypę.
Po sześciu minutach stanęliśmy przed kościołem.
-Dziękuję.- Usłyszałem smutny głos Vanessy. Spojrzałem się na nią i pocałowałem w skroń.
-Dasz radę. Jesteś silna.
-Justin, ale…
-Będę przy tobie.- Przerwałem jej i poprowadziłem w stronę kościoła.
Po godzinnym nabożeństwie z dwiema trumnami, niesionymi przez grabarzy ruszyliśmy na cmentarz. Co chwilę zerkałem na Vanessę. Była blada i co chwila ocierała kolejne łzy. Przed zasypywaniem trumien Vanessa rzuciła czerwoną różę. Potem było już tylko coraz gorzej. Pod Vanessą ugięły się kolana i opadła całym ciężarem swojego ciała na mnie. Resztę pamiętam jak przez mgłę. Masa ludzi kręcąca się wokoło Vanessy, potem karetka. W końcu szpital i lekarz gadający coś do mamy Alex.
-Możemy ją dzisiaj zabrać do domu, ale chyba będzie lepiej jeżeli pojedzie do nas.- Kobieta spojrzała się na mnie, a potem kolejno na Alex, Nicole, Seana, Christiana i na Dudu.
-Tak, chyba tak.- Kiwnąłem głową i wszedłem do pomieszczenia w którym leżała Vanessa.
-Dzisiaj wracasz.- Uśmiechnąłem się do dziewczyny, ale ta nie odpowiedziała mi żadnym wyrazem twarzy, tylko cichym szlochem.- Chodź ubierzesz się.
-Justin, ale ja nie chcę. Ja chcę umrzeć…- Spojrzałem się na dziewczynę przerażony. Poczułem jak zakręciło mi się w głowie.
-Ale co ty mówisz? Vanessa przecież to nie twoja wina, że twoi rodzice umarli. To nie jest nikogo wina. Vanessa zrozum.- Poczułem jak moje policzki robią się mokre. Dziewczyna wstała i poszła do łazienki. Ja skryłem twarz w dłonie i zaszlochałem cicho.
To nie może być prawda. To tylko sen- powtarzałem sobie tak jak gdyby miało mi to pomóc. Jednak nie pomagało tylko jeszcze bardziej uświadamiało mi, że to prawda.
Ogarnąłem jakoś swoją twarz i jak na zawołanie z łazienki wyszła Vanessa. Blada i nieobecna. Podszedłem do niej i chwyciłem za dłoń. Pociągnąłem za sobą do auta i po godzinnej podróży byliśmy pod domem Alex. Vanessa tylko pokiwała głową i wysiadła z auta. Cała reszta ruszyła za nią jednak przed samym pokojem zatrzymała się.
-Może wejść tylko Justin.- Powiedziała i zagłębiła się w pokoju. Spojrzałem na resztę i zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem obok dziewczyny na co ona od razu zaczęła płakać i wtuliła się we mnie mocno.
-Gdyby nie ja to nie wydarzyłoby się. To ja kazałam im jechać tą drogą i kazałam im się spieszyć bo chciałam już wracać do domu. Justin to wszystko przeze mnie.- Nic nie odpowiedziałem tylko jeszcze mocniej obiąłem dziewczynę. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie ze dziewczyna już nie płacze, a jej oddech jest równomierny. Położyłem ją delikatnie na łóżku i ściągnąłem z niej sukienkę. Spojrzałem na jej idealne ciało i chciałem teraz pocałować każdy skrawek jej aksamitnej skóry. Zakląłem w myślach i przykryłem jej ciało kocem. Pocałowałem ją w policzek i zszedłem na dół.
-Wszyscy już poszli. Ty też idź spać, ja będę pilnować Vanessy.- Mama Alex uśmiechnęła się do mnie. Ja pożegnałem się i dopiero teraz uświadomiłem sobie że jest późny wieczór. W domu szybko przebrałem się w stare dresy i ułożyłem wygodnie spać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz