Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie
jej nie było. Spojrzałem się na Christiana, ale on odpowiedział mi jedynie
bezradną miną.
-Gdzieś tutaj na pewno jest.- Shean
stanął na palcach i próbował wypatrzeć ciemne włosy dziewczyny.
-A jak coś jej się stało? Mogłem
iść po nią.- Powiedziałem bezradnie. Poczułem na ramieniu czyjąś dłoń.
-Ona nawet nam nie pozwoliła po
siebie przyjść.- Alex wyszeptała i otarła oczy chusteczką.
-Idę po nią.- Energicznie wyszedłem
z kościoła i skierowałem się do domu Vanessy. Jakoś nie obchodziło mnie to, że
ludzie patrzyli na mnie jak na wariata wybiegającego z kościoła. Do pogrzebu
zostało jeszcze czterdzieści pięć minut i mam nadzieję ze zdążę. Dom Vanessy
jest niedaleko jakieś pół kilometra od kościoła.
Biegłem najszybciej jak potrafiłem.
W gardle poczułem nieprzyjemne zimno, a oddech był coraz szybszy. Po jakiś
trzech minutach biegu dobiegłem do mojego punktu „B”. Nacisnąłem klamkę, a
drzwi otworzyły się nie stawiając mi najmniejszego oporu. Odruchowo ruszyłem do
pokoju Vanessy. Nacisnąłem klamkę, ale drzwi nie otworzyły się tak lekko jak te
wejściowe.
-Vanessa otwórz!- Walnąłem pięścią
w drzwi. Jednak nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.- Vanessa, proszę!- Znowu
żadnej odpowiedzi. Spojrzałem się na zamek, ale wydawało mi się że nie otworzę
go sam. Poszedłem do łazienki i wygrzebałem jakąś wsuwkę. Wygiąłem ją i
zacząłem grzebać nią w zamku. Po chwili zamek puścił, a drzwi otworzyły się tym
razem bez oporów.
Widok Vanessy był przerażający.
Wrak człowieka zwinięty w kulkę.
Podszedłem do niej i pogłaskałem
jej dłoń. Brunetka otworzyła oczy, a po domu rozniósł się jej głośny płacz.
Usiadłem obok niej i obiąłem jej wątłą postawę ramionami.
-Tracę wszystkich. Najpierw Rayan,
a teraz rodzice. To nie jest sprawiedliwe.- Odepchnąłem ją delikatnie od siebie
i spojrzałem w jej załzawione oczy.
-Chyba pora się zbierać. Chodź na
pogrzeb.- Wiedziałem że to nie jest odpowiedni moment, ale nie miałem wyboru.
-Ja nie chcę…
-Będziesz żałować.- Rozejrzałem się
wokoło siebie i zauważyłem na krzesełku przewieszoną czarną sukienkę. Wstałem i
podałem jej ją. Wstała powolnie i podreptała do łazienki. Wyszła z niej w
sukience, rozpuszczonych włosach i czarnych pantoflach na obcasie.- Chodź. Mamy
jeszcze piętnaście minut.- Chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem do drzwi
wyjściowych. Zamknąłem drzwi na klucz jeszcze dopatrując czy wszystko jest
gotowe na stypę.
Po sześciu minutach stanęliśmy
przed kościołem.
-Dziękuję.- Usłyszałem smutny głos
Vanessy. Spojrzałem się na nią i pocałowałem w skroń.
-Dasz radę. Jesteś silna.
-Justin, ale…
-Będę przy tobie.- Przerwałem jej i
poprowadziłem w stronę kościoła.
Po godzinnym nabożeństwie z dwiema
trumnami, niesionymi przez grabarzy ruszyliśmy na cmentarz. Co chwilę zerkałem
na Vanessę. Była blada i co chwila ocierała kolejne łzy. Przed zasypywaniem
trumien Vanessa rzuciła czerwoną różę. Potem było już tylko coraz gorzej. Pod Vanessą
ugięły się kolana i opadła całym ciężarem swojego ciała na mnie. Resztę
pamiętam jak przez mgłę. Masa ludzi kręcąca się wokoło Vanessy, potem karetka.
W końcu szpital i lekarz gadający coś do mamy Alex.
-Możemy ją dzisiaj zabrać do domu,
ale chyba będzie lepiej jeżeli pojedzie do nas.- Kobieta spojrzała się na mnie,
a potem kolejno na Alex, Nicole, Seana, Christiana i na Dudu.
-Tak, chyba tak.- Kiwnąłem głową i
wszedłem do pomieszczenia w którym leżała Vanessa.
-Dzisiaj wracasz.- Uśmiechnąłem się
do dziewczyny, ale ta nie odpowiedziała mi żadnym wyrazem twarzy, tylko cichym
szlochem.- Chodź ubierzesz się.
-Justin, ale ja nie chcę. Ja chcę
umrzeć…- Spojrzałem się na dziewczynę przerażony. Poczułem jak zakręciło mi się
w głowie.
-Ale co ty mówisz? Vanessa przecież
to nie twoja wina, że twoi rodzice umarli. To nie jest nikogo wina. Vanessa
zrozum.- Poczułem jak moje policzki robią się mokre. Dziewczyna wstała i poszła
do łazienki. Ja skryłem twarz w dłonie i zaszlochałem cicho.
To nie może być prawda. To tylko
sen- powtarzałem sobie tak jak gdyby miało mi to pomóc. Jednak nie pomagało
tylko jeszcze bardziej uświadamiało mi, że to prawda.
Ogarnąłem jakoś swoją twarz i jak
na zawołanie z łazienki wyszła Vanessa. Blada i nieobecna. Podszedłem do niej i
chwyciłem za dłoń. Pociągnąłem za sobą do auta i po godzinnej podróży byliśmy
pod domem Alex. Vanessa tylko pokiwała głową i wysiadła z auta. Cała reszta
ruszyła za nią jednak przed samym pokojem zatrzymała się.
-Może wejść tylko Justin.-
Powiedziała i zagłębiła się w pokoju. Spojrzałem na resztę i zamknąłem za sobą
drzwi. Usiadłem obok dziewczyny na co ona od razu zaczęła płakać i wtuliła się
we mnie mocno.
-Gdyby nie ja to nie wydarzyłoby
się. To ja kazałam im jechać tą drogą i kazałam im się spieszyć bo chciałam już
wracać do domu. Justin to wszystko przeze mnie.- Nic nie odpowiedziałem tylko
jeszcze mocniej obiąłem dziewczynę. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie ze
dziewczyna już nie płacze, a jej oddech jest równomierny. Położyłem ją
delikatnie na łóżku i ściągnąłem z niej sukienkę. Spojrzałem na jej idealne
ciało i chciałem teraz pocałować każdy skrawek jej aksamitnej skóry. Zakląłem w
myślach i przykryłem jej ciało kocem. Pocałowałem ją w policzek i zszedłem na
dół.
-Wszyscy już poszli. Ty też idź
spać, ja będę pilnować Vanessy.- Mama Alex uśmiechnęła się do mnie. Ja
pożegnałem się i dopiero teraz uświadomiłem sobie że jest późny wieczór. W domu
szybko przebrałem się w stare dresy i ułożyłem wygodnie spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz