- Justin? – usłyszał zachrypnięty głos Vanessy.
- Jestem tu – pochylił się nad nią i pogładził jej policzek.
Dziewczyna podniosła się wolno. Justin asekurował ją od tyłu. Miał wrażenie, że
jej ciało zaraz złamie się na pół. Kiedy zobaczył jej wyraz twarzy był bliski
płaczu. Gdyby poprosiłaby go teraz o narkotyki, poruszyłby niebo i ziemię, aby
je zdobyć, tylko po to, żeby jej twarz przybrała normalny wyraz.
- Możesz mnie przytulić? – zaszlochała. Szatyn błyskawicznie
zbliżył się do niej. Wtulił ją w siebie. W tym momencie czas dla dziewczyny
przestał istnieć. Czuła się bezpieczna, a co do tego, kochana.
Czuła jak gdyby w środku jej ciała wszystko płonęło. Każda
komórka wzywała swojego życiodajnego „paliwa”, jednak teraz, kiedy był przy
nich Justin, jakby się uspokoiły.
Poczuła jak jej ciało unosi się. Justin podniósł ją i
posadził na łóżku. Kucnął przed nią i złapał za dłonie.
- Wszystko dobrze? – spojrzał na nią łagodnym wzrokiem. Pokręciła
przecząco głową. Zrezygnowany podszedł do niej i wtulił w siebie.
- Co teraz? – powiedziała przestraszona. Chłopak wyczuł tą
zmianę głosu. Złapał ją jedynie za dłoń.
- Ja też się boję – wyszeptał. Żadne z nich nic się nie
odezwało. Oboje wiedzieli co ich czeka. Jednak bali się wymówić te słowa w
myślach.
Chłopak poczuł na ramieniu łagodne szarpanie. Otworzył
przestraszony oczy i od razu odszukał Vanessy. Spała obok niego spokojnie.
Zaraz potem zwrócił wzrok na postać, stojącą nad nim.
- Mama? – powiedział zdziwiony. – Co ty…
- Chodź na dół. – przerwała mu. Ten zszedł delikatnie z
łóżka i wolnym krokiem szedł za mamą. Wiedział co go czeka.
Na dole byli wszyscy. Nicole, Shean, Alex, Dudu, Christian, jego
rodzice i rodzice Vanessy. Kiedy zszedł ze swoją mamą, każdy spojrzał się na
niego smutno. Usiadł przy stole i czekał, aż ktoś zacznie mówić.
- Vanessa jest narkomanką? – odezwała się Alex. Szatyn
kiwnął niemrawo głową. Nie miał ochoty patrzyć na twarze innych bo dobrze
wiedział jak wyglądały. Nerwowo przeplatał swoje palce, a zaraz potem uderzał
paznokciami o stół.
- Widzę tylko jedno rozwiązanie – mama Nicole powiedziała
cicho. Chłopak spojrzał się na nią energicznie ze łzami.
- Odwyk – dokończył smutny Christian. Justin błyskawicznie
wstał od stołu i pobiegł na dwór. Po jego policzkach toczyły się łzy, a usta co
chwila wypowiadały słowa obrażające samego siebie. Kiedy poczuł na ramieniu
dłoń, strącił ją.
- Idź stąd – powiedział. Odwrócił się w stronę tajemniczej
osoby.
- Justin pomyśl logicznie – Shean spojrzał się na niego
smutnym wzrokiem.
- O czym? Że nafaszerują ją tam jakimiś lekami? Odizolują ją
ode mnie? – chłopak usiadł obok szatyna na schodku.
- Pomogą jej. Widzisz co się z nią dzieje. Będzie jeszcze
gorzej – Justin pokręcił przecząco głową.
- Przecież wczoraj dała sobie radę. Wierzę w nią –
wyszeptał.
- Opadła z sił. Wcześniej wrzeszczała przez trzy godziny.
Chcesz przeżywać to codziennie? Chcesz ją codziennie widzieć w takim stanie? –
Justin pokręcił przecząco głową. – Musisz się z tym pogodzić – chłopak
uświadomił sobie, że Shean ma rację. Za sobą usłyszał głos Vicorii.
- Dobra decyzja – szepnęła mu do ucha.
- Wiem – odpowiedział mechanicznie.
- Co? – Shean spojrzał się zaskoczony na Justina.
- Nic. Już nic – zmieszał się. Wziął głęboki oddech. – Mam
to powiedzieć Vanessie?
- Chyba tak byłoby najlepiej. Jeszcze dzisiaj wieczorem
pojedziemy z nią do kliniki w Toronto. I tam zobaczymy co dalej – chłopak
kiwnął porozumiewawczo głową. Shean poklepał go po plecach i zostawił go sam na
sam z myślami.
Nie wiedział co go czeka. Rozstanie z Vanessą. Na ile?
Miesiąc, dwa, a może trzy? Przerażała go perspektywa, że zaraz po odnalezieniu
dziewczyny będzie się musiał z nią rozstać. Nie był pewny czy to wytrzyma.
Wziął głęboki oddech i wyprostował się. Otarł mokre policzki
i w miarę pewnym krokiem ruszył do pokoju Vanessy. Po drodze zerknął na
zegarek. Była dwunasta.
Zapukał do drzwi. Kiedy usłyszał ciche „proszę” niepewnie
nacisnął klamkę.
Vanessa siedziała w mokrych włosach na łóżku. Ubrana była w
czarną bokserkę i granatowe rurki. Nogi miała skrzyżowane pod sobą, a jej cała
postawa była pochylona. Głowę miała opartą na splecionych dłoniach.
Podszedł do niej i cicho usiadł na łóżku. Spojrzała się na
niego smutnym wzrokiem. Przeczuwała co chce jej powiedzieć. On nawet nie
otworzył ust, tylko mocną ją do siebie przytulił.
- Justin ja się boję – załkała. Chłopak nie wytrzymał i
płakał razem z nią. W końcu objął ją twarz i opanował płacz.
- Damy radę. Przetrwaliśmy wszystko do tej pory, więc damy
sobie z tym radę. Obiecaj mi tylko, że dasz z siebie wszystko, żeby wyjść z
tego – dziewczyna kiwnęła niepewnie głową. – Jesteś odważniejsza niż ci się
wydaje – zbliżył się do niej delikatnie. Na początku musnął jej usta.
Dziewczyna nie zareagowała przez dłuższą chwilę, kiedy chłopak już się od niej
oddalał szepnęła:
- Nie przerywaj – Justin ponownie ją musnął. Tym razem ta
odwzajemniła pocałunek. Po chwili oboje całowali się tak, jakby to był ich
pierwszy pocałunek. Szukali w nim siebie nawzajem, a kiedy odnaleźli, doszczętnie
się w nim zatracili.
- Przepraszam – szepnęła dziewczyna i odsunęła się
delikatnie do chłopaka.
- Za co? – ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Za to. Nie powinniśmy. A przynajmniej ja. Czuję się jakbym
ciebie wykorzystywała – mówiła coraz ciszej. W końcu podsunęła się pod samą
ścianę. Justin delikatnie się do niej zbliżył i pocałował w kącik ust.
- Nie wykorzystujesz. Ja mógłbym się tak poczuć, bo… bo
próbuję się uszczęśliwić na siłę, zatrzymując ciebie przy sobie. Nie wiem czy
tego chcesz, nie pytałem się ciebie o zdanie – Vanessa uśmiechnęła się
delikatnie i oparła głowę o ramię chłopaka.
- Chcę. Przynajmniej do dzisiejszego wieczoru, kiedy nie
wyjadę do szpitala. Chcę się tobą nacieszyć – Justin objął ją ramieniem.
- Słyszałaś rozmowę?
- Tak – powiedziała niemal bezgłośnie. Oboje zamilkli na
moment.
Justin próbował coś powiedzieć, ale sam nie wiedział co. Co
chwila brał głębszy oddech, ale zaraz potem wypuszczał powietrze z ust.
- Rozumiem was – znowu zamilkła na moment, tak jakby
próbowała dobrać starannie słowa. – Nie chcę robić żadnych problemów.
Przepraszam was za to co zrobiłam. Ja się po prostu boję tego, że będę tam
sama, że będę musiała stanąć z moim uzależnieniem oko w oko. – Justin spojrzał
się na nią. Wierzchem dłoni otarł mokre policzki dziewczyny i uśmiechnął się
czule.
- Obiecuję ci, że będę się z tobą kontaktował na wszelkie
możliwe sposoby. A jeżeli będę mógł, to będę przyjeżdżał codziennie – już żadne
nic nie powiedziało.
Justin stał ramie w ramię z matką Nicole. Tylko oni tutaj
byli. Vanessę natychmiastowo zabrali na oddział. Jej atak powrócił. Zaczęła
krzyczeć na cały szpital. W pewnym momencie zaczęła mieć omamy i dziwne lęki,
przed stworzonymi postaciami, które (według niej) co chwila ją mijały, czy
uśmiechały się do niej.
Przybrany ojciec Vanessy poszedł z nerwów zapalić. Ciocia –
jak nazywała ją Vanessa, przed chwilą się uspokoiła. Justin nie czuł w sobie
żadnych emocji. Nie czuł nic. Pustkę.
- Pani Hall? – oboje obrócili się natychmiastowo. Stał przed
nimi mężczyzna. Miał około pięćdziesięciu lat, może trochę więcej.
- Słucham – odezwała się matka Nicole, Caroline.
- Jestem doktorem prowadzącym terapię Vanessy. Oceniliśmy
wstępnie jej stan. Oczyszczanie organizmu potrwa około dwóch tygodni. Cała
terapia, nie mniej niż dwa miesiące – chłopak nerwowo przeliczył tygodnie w
głowie.
- Chce pan powiedzieć, że Vanessa może nie wrócić na święta
do domu? – spojrzał się z przerażeniem na Caroline, a ta na niego.
- Tak, jest to jednak najgorszy scenariusz który zakłada, że
uzależnienie Vanessy jest już daleko posunięte. Bardzo mi przykro – doktor
spojrzał się na chłopaka ze współczuciem.
- Mnie też jest przykro – szepnął Justin i nerwowym krokiem
powędrował ku wyjściu ze szpitala, ocierając policzki z łez.
______________________________
W końcu dodałam! Obiecuję, że rozdziały będą się pojawiać wcześniej, bo już zdążyłam opanować mój grafik i wepchnąć w niego czas na blogi.
Mam nadzieję, że wasza frekwencja się poprawi ;) Liczę na szczerą opinię.
Świetny rozdział.Mam nadzieje,że będziesz częściej dodawać,bo twoja frekwencja przypuszczam,że spada ponieważ rozdziały są raz na miesiąc czy później.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn<3
@nastiily
świeeeetne! czekam na kolejny z wieeeelką niecierpliwością! *_* love u <3 @swaggyjusteen
OdpowiedzUsuńoooooo.. biedny Jus i Van ;c
OdpowiedzUsuńpisz szybciutko następny bo świetne są <3
Caroline.
Ojeju! Zamkną Vanessę w ośrodku? Biedactwo... I jeszcze Justin - tak mi go szkoda. Jak sobie pomyślę, żeby mi mięli zabrać ukochaną osobę na ponad dwa miesiące...
OdpowiedzUsuń#muchlove
ajjjjjj *.*
OdpowiedzUsuńkochamkochamkocham <33
miałam się uczyć, a czytam. oh god <3
mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, że uda im się przez to wszystko przejść, razem. oby.
KOCHAM!!! Opowiadanie jest nieziemskie :D Napisz książkę albo coś :) Czytam twoje dwa blogi i jestem nimi zachwycona !
OdpowiedzUsuńOdcinek super. Wierze, że Vanessa wyjdzie z tego i wszystko będzie dobrze:) Czekam na kolejny:)
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się.. długo czekałam i opłaciło się ♥ http://all-around-the-world-with-jb.blogspot.com/ zapraszam.
OdpowiedzUsuńTak bardzo chcę, żeby Justin był w końcu szczęśliwy i nie martwił się niczym. Niestety stan Vanessy jest bardzo ciężki. Mimo to wciąż wierzę, że wszystko się ułoży. Ciekawa jestem, jak poradzi sobie w tym szpitalu. Kurde, ona jest taka biedna! :c i Juju też, a jak czytam o tym, jak się o nią troszczy, to się strasznie wzruszam. Na kolejny będę czekała dopiero po próbnych haha ;P ♥
OdpowiedzUsuńo jejku... Świetny! *___* czekam na kolejny i jeśli masz ochotę to zapraszam do mnie. our-criminal-love-story.blogspot.com :) mam nadzieję, że się spodoba.
OdpowiedzUsuńświetnie! <3 Nie mogę się kolejnego doczekać. *___* jakbyś miała czas to wpadnij do mnie na our-criminal-love-story.blogspot.com mam nadzieję że się spodoba :) xx
OdpowiedzUsuń