piątek, 19 października 2012

Dziesiąty


-Poproszę ten.- wskazałem w sklepie jubilerskim na łańcuszek z białego złota do którego była przywieszona zawieszka w kształcie serca. Po środku był serca był biały rubin, który idealnie komponował się z resztą. Zapłaciłem za prezent wybierając do niego czerwone pudełeczko. Ruszyłem do siebie. Będąc koło domu Nicole zobaczyłem jak do niego wchodzi Vanessa. Zawróciłem do jej domu. Zapukałem do drzwi. Po kilku sekundach otworzyła mi jej mama.
-O Justin… Vanessy nie ma, ale…
-Ja do pani.- kobietę zdziwiło to co usłyszała przed chwilą. Zaprosiła mnie do środka. Przeszliśmy do kuchni. Usiadłem na stołku, a mama Vanessy na przeciwko mnie.
-Więc o co chodzi?- podrapałem się po głowie. I zacząłem niepewnie.
-Chodzi mi o chłopaka ze zdjęcia.- źrenicy kobiety powiększyły się dwukrotnie, a oczy zaszły łzami. Zatrzymałem się na chwilę.
-Kontynuuj…- kobieta pośpieszyła mnie.
-Jest na nim pani, pani mąż, Vanessa i jakiś chłopak. Kiedy pokazałem to zdjęcie Vanessie wściekła się i kazała mi wyjść. Może mi pani powiedzieć kto to i czemu Vanessa tak reaguje na to zdjęcie?- kobieta otarła łzy i zaczęła mówić.
-To jest Rayan. Był bratem Vanessy. Miał siedemnaście lat kiedy zmarł. Vanessa miała wtedy czternaście. Miał dziewczynę. Nazywała się Celine.- kobieta zatrzymała się na chwilę.- Była o rok młodsza od Niego. Chorowała na niewydolność nerek. Rayan był cukrzykiem. Jej stan się bardzo pogorszył. Postanowił oddać jej swoją nerkę. Dla obojga był to zabieg bardzo ryzykowny. Miał ukończone szesnaście lat i mógł sam decydować o sobie. Oboje nie przeżyli. Rayan zmarł tydzień po przeszczepie, a Celine trzy dni potem. Po tym wydarzeniu Vanessa powiedziała mi że nie zakocha się w nikim. Nawet w jej ideale. I trzymałaby się dalej tego gdyby nie Ty.- podszedłem do kobiety i ucałowałem ją w policzek.
-Dziękuję.- wybiegłem z domu.

Trzy dni potem

Za dwa dni Vanessa ma urodziny. Znowu przyśniła mi się Victoria. Powiedziała „Nie będę miała Ci tego za złe.” Jednak postanowiłem przyciągnąć Vanessę na plażę. Ustaliłem już z Alex i z Nicole że zawiążą jej oczy, a potem poprowadzą ją na plażę. Potem jakoś to pójdzie. Dzisiaj pójdę do sklepu po zakupy. Kupię pochodnie, jakieś świeczki zapachowe i tym podobne.
-Prze…- urwałem w pół słowa. Myślałem że potrąciłem ramieniem jakąś dziewczynę. Moim oczom ukazała się Vanessa. Nie miała na nosie okularów które zakrywały jej piękne oczy, włosy delikatnie podpięte z których wydostawały się kosmyki opadające na ramiona, kwiecista sukienka i buta, a raczej jeden but idealnie pasowały do dzisiejszej pogody. Delikatny makijaż podkreślał jej rysy twarzy.- Proszę… Pozwól mi ze sobą porozmawiać.- wydusiłem dławiąc łzy. Ta tylko obtarła policzek i ruszyła w dalsze regały sklepu kuśtykając. Ja zacząłem pakować bezmyślnie paluszki do koszyka tak, że cały miałem wypełniony tylko nimi. Złapałem jedną paczkę i ścisnąłem ją w dłoni. Postawiłem koszyk obok regału i poszedłem do wyjścia. Na plecach poczułem wzrok Vanessy, ale nie miałem siły już się odwracać.

Następnego dnia

Jutro jest TEN dzień. Jeżeli nic się nie uda wtedy będzie klapa.
-Idziesz na deskę?- Christian wszedł do mojego pokoju i rozsiadł się na łóżku. Wzruszyłem ramionami.- Tak czy nie?
-Dobra.- poszedłem do garderoby i zacząłem szukać mojej deski. Jest. Ruszyliśmy w czwórkę do parku. Pierwszy raz po roku stanąłem na desce. Dziwne uczucie. Z początku czułem się niepewnie, ale z czasem sprawiało mi to więcej przyjemności niż bojaźni. Nawet na chwilę zapomniałem o zmartwieniach i o jutrzejszym dniu.
-Chodźcie na lody.- Shean zszedł z deski i stanął koło rampy. Ruszyliśmy do pobliskiej kawiarni. Zacząłem uczestniczyć w rozmowie. Christian z początku patrzył się na mnie jak na kosmitę kiedy powiedziałem o tym że muszę wymienić łożyska w desce, ale potem szło normalnie.
-Ey… A Alex coś mówiła że z Nicole mają jutro do Ciebie na plażę podstawić Vanessę. O co chodzi?
-Bo…
-Chłopak się nieszczęśliwie zakochał.- Dudu wsadził do buzi łyżeczkę pełną lodu, po chwili wypluł to na ziemię.- Muszę iść do dentysty.- podsumował, a my ryknęliśmy śmiechem. Spojrzałem się w bok i przymknąłem oczy. Szła Vanessa. Jeszcze ładniejsza niż wczoraj. Nie zauważyła mnie. Usiadła jakieś trzy stoliki od nas. Chłopaki dyskutowali między sobą zawzięcie, a ja nie mogłem oderwać od dziewczyny wzroku.
Jej brązowe oczy, które dzisiaj mieniły się głębią oceanu przeszywały moje ciało na wskroś. Jednak Ona postanowiła to przerwać. Złożyła na nos okulary przeciw słoneczne i dalej kontynuowała rozmowę z Alex i Nicole, które ukradkiem uśmiechały się do mnie.
-Idziesz?- Christian szturchnął mnie w ramię.
-Tak.- powolnie odsunąłem się od stolika i poszedłem zapłacić za siebie. Każdy z nas ruszył do swojego domu. Ja miałem dzisiaj jeszcze wiele do zrobienia.
Usiadłem za kierownicą auta i odpaliłem silnik. Kierowałem się do sklepu. Potem godzina nad wybieraniem zapachu świec i ciągnięcie trzech pochodni i ponad dwudziestu zapachowych świeczek do kasy. Kasjerka patrzyła się na mnie jakoś dziwnie, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Potem ruszyłem do supermarketu. Następne trzy godziny włóczenia się po alejkach między półkami i zastanawiania się który ser będzie lepszy.
Wykładając wszystko na stół w kuchni mama z ojcem patrzyli się na mnie z boku, uśmiechając się do siebie nawzajem.
-Co?- wydałem z siebie nieco piskliwy głos rozkładając ręce i stając przed nimi.
-Nic.- spuścili głowy uśmiechając się pod nosem.
-Nie widzieliście człowieka zakochanego czy jak?- przybili między sobą „żółwika” i zaśmiali cicho. Odwróciłem się i zabrałem się do mycia owoców.
-Chodź, pomogę Ci, a może kupić Wam szampan?- mama stanęła koło mnie i uśmiechnęła się szeroko.- Ale tylko dzisiaj.- sprostowała od razu.
-Poczekaj przyniosę Ci pieniądze.- ruszyłem szybkim krokiem z kuchni.
-Ja pójdę i sprawię Ci mały prezent.- ojciec stanął mi w przejściu.
-Dzięki.- przytuliliśmy się z tatą, a ten zaraz potem ruszył na podwórko. Ja wróciłem do kuchni.
-No to mów kto to.- mama śmiała się krojąc owoce na sałatkę. Ja postanowiłem się zająć czymś innym, ale nie wiedziałem czym.- Zetrzyj ser.- uśmiechnęła się brunetka pod nosem.
-Aha. Okej.- wziąłem się za ser.
-No więc?- mama rzuciła we mnie truskawką która została w moich włosach. Wyjmując owoc zacisnąłem go mocnej w palcach na co on się zgniótł, a moje włosy zostały odżywione sokiem z truskawki.- Ma dużo witamin i dobrze wpływa na skórę.- mama śmiała się krojąc następne porcje owoców.- Powiesz czy nie?- ja uśmiechnąłem się łobuzersko poruszając brwiami.- Justin! Bo jutro nigdzie nie pójdziesz.
-Jaka ty ciekawa jesteś…
-Taki los matek. Gadaj mi tu bo tym razem rzucę ci pomarańczę, albo cytrynę.- oparłem się o blat przodem do mamy.
-Znasz ją.- wzruszyłem ramionami.
-Ale kto to?
-Jak zgadniesz to powiem Ci.- odwróciłem się tyłem i kroiłem dalej ser. Mama wymieniała imiona dziewczyn jakie tylko znała. Po kilku próbach myślałem że się podda.
-No to nie wiem…- wzruszyła ramionami odkładając nóż.– Vanessa?- ja kiwnąłem głową.- Nie żartuj.- na jej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech.
-Ona, ale to jest takie zagmatwane. Nawet nie wiem czy ona się we mnie zakochała, albo chociaż zauroczyła się mną.- oparłem głowę o ramię mamy.
-Oj tam…- jak dla niej wszystko było łatwe.
-Nie „Oj tam” tylko ja mam mega problem, a jak chcę się Ciebie zapytać o radę to ty mi mówisz żebym się nie przejmował.- mama posadziła mnie przy stole, sama usiadła naprzeciwko.
-No to mów.- opowiedziałem jej całą historię. Jak na jej gadatliwość to nie odzywała się wcale. Może to zasługa tego jabłka które jadła?- Synek… Nie będzie tak źle. Nie oczekuj od niej wszystkiego na już. Poczekaj. Pozwól jej się z Tą myślą oswoić.- przystanęła na chwilę.- A teraz do roboty.- i tak minął mi dzień. Przygotowywania do jutrzejszego dnia który ma zmienić moje dotychczasowe życie.

1 komentarz: