-Poproszę ten.- wskazałem w sklepie
jubilerskim na łańcuszek z białego złota do którego była przywieszona zawieszka
w kształcie serca. Po środku był serca był biały rubin, który idealnie
komponował się z resztą. Zapłaciłem za prezent wybierając do niego czerwone
pudełeczko. Ruszyłem do siebie. Będąc koło domu Nicole zobaczyłem jak do niego
wchodzi Vanessa. Zawróciłem do jej domu. Zapukałem do drzwi. Po kilku sekundach
otworzyła mi jej mama.
-O Justin… Vanessy nie ma, ale…
-Ja do pani.- kobietę zdziwiło to
co usłyszała przed chwilą. Zaprosiła mnie do środka. Przeszliśmy do kuchni.
Usiadłem na stołku, a mama Vanessy na przeciwko mnie.
-Więc o co chodzi?- podrapałem się
po głowie. I zacząłem niepewnie.
-Chodzi mi o chłopaka ze zdjęcia.-
źrenicy kobiety powiększyły się dwukrotnie, a oczy zaszły łzami. Zatrzymałem
się na chwilę.
-Kontynuuj…- kobieta pośpieszyła
mnie.
-Jest na nim pani, pani mąż,
Vanessa i jakiś chłopak. Kiedy pokazałem to zdjęcie Vanessie wściekła się i
kazała mi wyjść. Może mi pani powiedzieć kto to i czemu Vanessa tak reaguje na
to zdjęcie?- kobieta otarła łzy i zaczęła mówić.
-To jest Rayan. Był bratem Vanessy.
Miał siedemnaście lat kiedy zmarł. Vanessa miała wtedy czternaście. Miał
dziewczynę. Nazywała się Celine.- kobieta zatrzymała się na chwilę.- Była o rok
młodsza od Niego. Chorowała na niewydolność nerek. Rayan był cukrzykiem. Jej
stan się bardzo pogorszył. Postanowił oddać jej swoją nerkę. Dla obojga był to
zabieg bardzo ryzykowny. Miał ukończone szesnaście lat i mógł sam decydować o
sobie. Oboje nie przeżyli. Rayan zmarł tydzień po przeszczepie, a Celine trzy
dni potem. Po tym wydarzeniu Vanessa powiedziała mi że nie zakocha się w nikim.
Nawet w jej ideale. I trzymałaby się dalej tego gdyby nie Ty.- podszedłem do
kobiety i ucałowałem ją w policzek.
-Dziękuję.- wybiegłem z domu.
Trzy dni potem
Za dwa dni Vanessa ma urodziny.
Znowu przyśniła mi się Victoria. Powiedziała „Nie będę miała Ci tego za złe.”
Jednak postanowiłem przyciągnąć Vanessę na plażę. Ustaliłem już z Alex i z
Nicole że zawiążą jej oczy, a potem poprowadzą ją na plażę. Potem jakoś to
pójdzie. Dzisiaj pójdę do sklepu po zakupy. Kupię pochodnie, jakieś świeczki
zapachowe i tym podobne.
-Prze…- urwałem w pół słowa.
Myślałem że potrąciłem ramieniem jakąś dziewczynę. Moim oczom ukazała się
Vanessa. Nie miała na nosie okularów które zakrywały jej piękne oczy, włosy
delikatnie podpięte z których wydostawały się kosmyki opadające na ramiona,
kwiecista sukienka i buta, a raczej jeden but idealnie pasowały do dzisiejszej
pogody. Delikatny makijaż podkreślał jej rysy twarzy.- Proszę… Pozwól mi ze
sobą porozmawiać.- wydusiłem dławiąc łzy. Ta tylko obtarła policzek i ruszyła w
dalsze regały sklepu kuśtykając. Ja zacząłem pakować bezmyślnie paluszki do
koszyka tak, że cały miałem wypełniony tylko nimi. Złapałem jedną paczkę i
ścisnąłem ją w dłoni. Postawiłem koszyk obok regału i poszedłem do wyjścia. Na
plecach poczułem wzrok Vanessy, ale nie miałem siły już się odwracać.
Następnego dnia
Jutro jest TEN dzień. Jeżeli nic
się nie uda wtedy będzie klapa.
-Idziesz na deskę?- Christian
wszedł do mojego pokoju i rozsiadł się na łóżku. Wzruszyłem ramionami.- Tak czy
nie?
-Dobra.- poszedłem do garderoby i
zacząłem szukać mojej deski. Jest. Ruszyliśmy w czwórkę do parku. Pierwszy raz
po roku stanąłem na desce. Dziwne uczucie. Z początku czułem się niepewnie, ale
z czasem sprawiało mi to więcej przyjemności niż bojaźni. Nawet na chwilę
zapomniałem o zmartwieniach i o jutrzejszym dniu.
-Chodźcie na lody.- Shean zszedł z
deski i stanął koło rampy. Ruszyliśmy do pobliskiej kawiarni. Zacząłem
uczestniczyć w rozmowie. Christian z początku patrzył się na mnie jak na
kosmitę kiedy powiedziałem o tym że muszę wymienić łożyska w desce, ale potem
szło normalnie.
-Ey… A Alex coś mówiła że z Nicole
mają jutro do Ciebie na plażę podstawić Vanessę. O co chodzi?
-Bo…
-Chłopak się nieszczęśliwie
zakochał.- Dudu wsadził do buzi łyżeczkę pełną lodu, po chwili wypluł to na
ziemię.- Muszę iść do dentysty.- podsumował, a my ryknęliśmy śmiechem.
Spojrzałem się w bok i przymknąłem oczy. Szła Vanessa. Jeszcze ładniejsza niż
wczoraj. Nie zauważyła mnie. Usiadła jakieś trzy stoliki od nas. Chłopaki
dyskutowali między sobą zawzięcie, a ja nie mogłem oderwać od dziewczyny
wzroku.
Jej brązowe oczy, które dzisiaj
mieniły się głębią oceanu przeszywały moje ciało na wskroś. Jednak Ona
postanowiła to przerwać. Złożyła na nos okulary przeciw słoneczne i dalej
kontynuowała rozmowę z Alex i Nicole, które ukradkiem uśmiechały się do mnie.
-Idziesz?- Christian szturchnął
mnie w ramię.
-Tak.- powolnie odsunąłem się od
stolika i poszedłem zapłacić za siebie. Każdy z nas ruszył do swojego domu. Ja
miałem dzisiaj jeszcze wiele do zrobienia.
Usiadłem za kierownicą auta i
odpaliłem silnik. Kierowałem się do sklepu. Potem godzina nad wybieraniem zapachu
świec i ciągnięcie trzech pochodni i ponad dwudziestu zapachowych świeczek do
kasy. Kasjerka patrzyła się na mnie jakoś dziwnie, ale jakoś mało mnie to
obchodziło. Potem ruszyłem do supermarketu. Następne trzy godziny włóczenia się
po alejkach między półkami i zastanawiania się który ser będzie lepszy.
Wykładając wszystko na stół w
kuchni mama z ojcem patrzyli się na mnie z boku, uśmiechając się do siebie
nawzajem.
-Co?- wydałem z siebie nieco
piskliwy głos rozkładając ręce i stając przed nimi.
-Nic.- spuścili głowy uśmiechając
się pod nosem.
-Nie widzieliście człowieka
zakochanego czy jak?- przybili między sobą „żółwika” i zaśmiali cicho.
Odwróciłem się i zabrałem się do mycia owoców.
-Chodź, pomogę Ci, a może kupić Wam
szampan?- mama stanęła koło mnie i uśmiechnęła się szeroko.- Ale tylko
dzisiaj.- sprostowała od razu.
-Poczekaj przyniosę Ci pieniądze.-
ruszyłem szybkim krokiem z kuchni.
-Ja pójdę i sprawię Ci mały
prezent.- ojciec stanął mi w przejściu.
-Dzięki.- przytuliliśmy się z tatą,
a ten zaraz potem ruszył na podwórko. Ja wróciłem do kuchni.
-No to mów kto to.- mama śmiała się
krojąc owoce na sałatkę. Ja postanowiłem się zająć czymś innym, ale nie
wiedziałem czym.- Zetrzyj ser.- uśmiechnęła się brunetka pod nosem.
-Aha. Okej.- wziąłem się za ser.
-No więc?- mama rzuciła we mnie
truskawką która została w moich włosach. Wyjmując owoc zacisnąłem go mocnej w
palcach na co on się zgniótł, a moje włosy zostały odżywione sokiem z
truskawki.- Ma dużo witamin i dobrze wpływa na skórę.- mama śmiała się krojąc
następne porcje owoców.- Powiesz czy nie?- ja uśmiechnąłem się łobuzersko
poruszając brwiami.- Justin! Bo jutro nigdzie nie pójdziesz.
-Jaka ty ciekawa jesteś…
-Taki los matek. Gadaj mi tu bo tym
razem rzucę ci pomarańczę, albo cytrynę.- oparłem się o blat przodem do mamy.
-Znasz ją.- wzruszyłem ramionami.
-Ale kto to?
-Jak zgadniesz to powiem Ci.-
odwróciłem się tyłem i kroiłem dalej ser. Mama wymieniała imiona dziewczyn
jakie tylko znała. Po kilku próbach myślałem że się podda.
-No to nie wiem…- wzruszyła
ramionami odkładając nóż.– Vanessa?- ja kiwnąłem głową.- Nie żartuj.- na jej
twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech.
-Ona, ale to jest takie zagmatwane.
Nawet nie wiem czy ona się we mnie zakochała, albo chociaż zauroczyła się mną.-
oparłem głowę o ramię mamy.
-Oj tam…- jak dla niej wszystko
było łatwe.
-Nie „Oj tam” tylko ja mam mega
problem, a jak chcę się Ciebie zapytać o radę to ty mi mówisz żebym się nie
przejmował.- mama posadziła mnie przy stole, sama usiadła naprzeciwko.
-No to mów.- opowiedziałem jej całą
historię. Jak na jej gadatliwość to nie odzywała się wcale. Może to zasługa
tego jabłka które jadła?- Synek… Nie będzie tak źle. Nie oczekuj od niej
wszystkiego na już. Poczekaj. Pozwól jej się z Tą myślą oswoić.- przystanęła na
chwilę.- A teraz do roboty.- i tak minął mi dzień. Przygotowywania do
jutrzejszego dnia który ma zmienić moje dotychczasowe życie.
Uhuhuhu!!! :D
OdpowiedzUsuń